Każdy popełnia błędy, lecz ważne by się na nich uczyć i pamiętać by nie
dopuścić do nich po raz drugi. Każdemu należy się druga szansa, bo jesteśmy
tylko ludźmi, istotami dalekimi od ideału.
Ona była winna, popełniła błąd, ale nie zamierzała znów do niego
dopuścić. Miała u boku mężczyznę swojego życia i nigdy nie dałaby go
skrzywdzić, a już na pewno nie zrobiłaby tego osobiście.
- Kocham. Cię. Nad. Zycie. Nawet. Nie. Jesteś. W. Stanie. Sobie. Tego.
Wyobrazić. – wypowiadał miedzy kolejnymi pocałunkami, dłońmi błądząc w
kaskadzie jej rudych loków.
Każde jego słowo potrafiło ją rozbroić, obezwładnić tak, ze nawet jakby
chciała, nie umiałaby z nim walczyć, tylko poddawała się, prosząc o więcej.
Działał na nią jak narkotyk, potrzebowała jego dziennej dawki, a gdy miała za
mało, zaczynała odchodzić od zmysłów. Nigdy nie pomyślałaby, ze można aż tak
się od kogoś uzależnić.
Powędrował wargami ku jej odsłoniętej szyi, składając na niej małe
całusy na zmianę z ugryzieniami, na które jej ciało reagowało impulsami, które
tak uwielbiał obserwować.
- Ręce do góry – wyszeptał jej wprost do ucha, co wykonała bez słowa,
pozwalając by jednym ruchem pozbawił ją koszulki, wyrzucając ją gdzieś za siebie.
Znów, składając głodne pocałunki, uchwycił jej ciało i posadził ją na
klapie fortepianu, układając dłonie na jej nagich udach, wysyłając tym samym
dreszcze przez całą powierzchnie jej rozgrzanej skory.
Wargami schodził coraz niżej, aż do czarnego stanika, którego pozbył się
w przeciągu sekundy. Zdecydowanym ruchem, przyciągnął ją bliżej siebie, wciąż
znajdując się miedzy jej nogami przy krawędzi pianina. Pocałował ją mocno i
namiętnie, po czym zaczął znów zsuwać się coraz niżej, jednak w tym samym
czasie trzymając tył jej głowy, zmuszając by z każdą chwilą coraz bardziej
schodziła do pozycji leżącej, pozwalając mu zawisnąć nad nią i w pełni
podziękować za prezent jaki mu sprawiła.
Pieścił jej piersi rozpalonymi wargami, językiem na zmianę z zębami
traktując jej sutki, na co wyginała się co chwile niczym luk, dłońmi czesząc
jego włosy, a nogami obejmując go w pasie.
Właśnie tego potrzebowała, jego dominacji i kontroli, do tego była
przyzwyczajona, uwielbiała to i zdecydowanie za tym tęskniła przez cały okres
jego nieobecności. Tylko on potrafił zawładnąć nią do tego stopnia, ze gdyby
teraz się od niej odsunął, zaczęłaby błagać aby kontynuował.
Nawet nie zauważyła kiedy, jego t-shirt zniknął, lądując gdzieś daleko
od nich, za bardzo była skupiona na jego dłoniach, które właśnie zsuwały z niej
blado-niebieskie spodenki, ciągnąc za sobą czarne figi, pozostawiając ją w
samych Convers’ach, leżącą na blacie fortepianu, rozpaloną do czerwoności,
błagającą o ten zastrzyk adrenaliny, o to uderzenie, które przypomni jej co to
znaczy ‘zyc’.
Chwytając jej podbródek, podniósł ją do pozycji siedzącej tak, by
spotkała się z nim twarzą w twarz, nie mogąc wyjść z podziwu, jak głodne były
teraz jego oczy.
Po raz kolejny, zajął miejsce miedzy jej nogami, przybliżając się tak,
by czubkiem nosa, przejechać po jej policzku. Rozchyliła wargi w poszukiwaniu
dawki powietrza, które mogłoby choć trochę ukoić jej pożądanie. Nie dal jej,
wpijając się w nią niczym pijawka, wciąż podgryzając jej dolną wargę, co
poruszało całym ciałem rudowłosej. Poczuła męską dłoń osuwająca się po jej kości
policzkowej, aż do ust, gdzie palcami, wskazującym i środkowym, dotknął wpierw
lewego, potem prawego kącika jej warg, w końcu pozwalając sobie obserwować jak
jej usta pochłaniają oba palce, podsysając je po kolei.
Chwile potem, zamienił je swoim językiem, błądząc teraz po jej
podniebieniu, odwracając uwagę od tego, ze owe palce wędrują na południe,
miedzy jej piersiami, po brzuchu, podbrzuszu. Bez ostrzeżenia, wsunął w nią
oba, głęboko, najdalej jak się dało, na co jej ciało aż podskoczyło.
Mrucząc pod nosem, odnalazła jego wargi, składając na nich zapraszające
pocałunki, później przenosząc się ku jego szyi, dłońmi błądząc po jego klatce.
- Oh, Panno Daniels, jak milo być znowu w domu
– wyszeptał, na co uśmiechnęła się, rozpinając skórzany pasek jego spodni.
- Stanowczo za długo Pana nie było.
- Jednak jak zawsze, jest Pani zwarta i gotowa, nigdy mnie nie zawodząc
– kontynuował, swoim niskim tonem dyktując wszystkie reguły, których tak
chętnie się trzymała.
- Przy Tobie, gotowość to codzienność – odparła, rozsuwając rozporek w
dżinsach, których ciężar sam pociągnął je w stronę podłogi.
Z zadowoleniem uniósł jedna brew, nachylając się blisko niej, i patrząc
jej prosto w oczy, wszedł w nią mocnym, szybkim i stanowczym ruchem, obserwując
jak rozkosz rysuje się na jej twarzy, z każdym kolejnym uderzeniem, które
zaczynało nabierać coraz szybszego tempa.
Gdy poczuł, ze jego koniec jest blisko, zatrzymał się, muskając jej
usta, którymi starała się teraz złapać oddech.
- I nie myśl, ze zapomniałem o naszej rocznicy, tez coś dla Ciebie mam –
na te słowa spojrzała na niego z niedowierzaniem, połączonym ze szczęściem –
Dam Ci jak już ochrzcimy fortepian. Wiec wszystko w swoim czasie, a teraz
pozwól, ze posłucham jak krzyczysz – wyszeptał, nabierając takiego tempa, ze
jej orgazm nadszedł szybko, wbijając ją w jego ramiona, paznokcie w jego skore,
rozpierając ją od środka, niczym rosnące fale rozkoszy, wybuchające w tym samym
momencie.
Jej namiętny krzyk, sprawił, ze i on skończył, zaraz po niej, czując jak
potężna ulga i rozluźnienie obejmują cale jego ciało. Był zmęczony, ale nieźle
z siebie dumny.
Wyprostował się, muskając jej wargi, tym razem delikatniej, bardziej
dziękując niż prosząc.
- Kocham Cię i ten ostatni rok był najwspanialszym w całym moim życiu,
właśnie dzięki Tobie. I wiem, ze następny będzie jeszcze lepszy, ale uważaj, bo
jeszcze nie raz Cie zaskoczę – odparł, wisząc nad nią, zakładając kilka
kosmyków za jej ucho.
- Byłam pewna, ze zapomniałeś o naszej rocznicy ... – odpowiedziała,
wciąż szukając swojego oddechu.
- Takich dat się nie zapomina, Panno Daniels. Chodź, weźmiemy prysznic,
a potem pokaże Ci co mam dla Ciebie – wyciągnął ku niej dłoń, którą chwyciła,
uśmiechając przy tym szeroko.
Nie zważając na protest, wziął ją na ręce, tuląc jej ciało do siebie i
zaniósł ją do łazienki.
*
Wiadomo, nie od dziś, ze nie ważne ile mężczyzna ma lat, zawsze będzie
się bawił swoimi zabawkami, a zmieniają się one w zależności od wieku. Im staje
się starszy, tym droższe.
Ciągnął za sobą rudowłosą, co chwile sprawdzając czy nie podgląda spod
opaski, którą jej założył w mieszkaniu.
Wyprowadził ją na chodnik przed domem, po czym skierował się z nią w
stronę strzeżonego parkingu na sąsiedniej ulicy. Ochroniarz widząc go, otworzył
im bramkę, a on tylko kiwnął głową i poprowadził ją dalej.
W końcu zobaczył, co chciał jej dać, wiec zatrzymał ją i zaszedł od
tylu, układając podbródek na jej barku.
- Wiesz, ze kocham Cię nad życie? – wyszeptał, celowo wargami muskając
skore jej ucha, na co wzdrygnęła nieco, wciąż uwieziona w jego ramionach.
- Wiem. A ja kocham Ciebie – odparła – I to jak cholera – dodała ciszej,
zagryzając dolną wargę.
- Dziękuję Ci, ze wytrzymałaś ze mną cały rok, pierwszy i mam nadzieje,
ze nie ostatni – przyciągnął ją jeszcze mocniej do siebie, składając
paraliżującego całusa na jej karku.
Ustami powędrował na wschód, aż do końca jej ramienia, skąd opuszkami
palców zjechał aż do jej dłoni, wprawiając przy tym jej skore w istną rozkosz.
Splótł ich palce i przyciągnął jej rękę do swoich ust, muskając pojedyncze
kostki, po czym otworzył nieco jej dłoń i wsunął w nią coś zimnego, metalowego
i o ostrych rysach.
Jednym ruchem, ściągnął opaskę, a na widok ów prezentu, rudowłosa, aż
cofnęła się o krok, zderzając z nim.
- Chyba żartujesz?! – jej usta pozostawały w kształcie litery ‘O’, a
oczy mrugały nieprzerwanie, jakby wciąż nie dowierzała.
- Wiem, ze o takim marzyłaś. A ja chciałbym spełnić choć jedno Twoje
marzenie – odpowiedział, uśmiechając przy tym dumnie.
- Ale ... To jest ... Ale ... Nie .... Jak?
- Tak, kotku. To jest Twój nowy samochód, Shelby Mustang GT500 z 67’ego,
bo mówiłaś, ze wtedy były najlepsze. A kolor to była moja osobista inicjatywa,
oryginalnie był granatowy, ale uznałem, ze ciemno srebrny z dwoma czarnymi
pasami będzie wyglądał groźniej. Jeśli Ci się nie podoba, możemy przemalować,
choćby na różowo – zaśmiał się, podchodząc do drzwi pasażera – Nie stój tak!
Wsiadaj i jedz! Zawieź mnie gdzieś!
- Ale ... Nie mogę go przyjąć, to stanowczo za drogi prezent.
- Kotku, nie denerwuj mnie. Otwórz, bo zaczynam marznąć. Jest Twój,
tylko masz jeździć bezpiecznie, tak?
- Tak, tak ... Tak! – podbiegła, rzucając mu się w ramiona, ściskając go
jak najmocniej potrafiła – Dziękuję!
- Proszę. A teraz czas na przejażdżkę, niech się w końcu dowiem co było
w tych samochodach takiego nadzwyczajnego.
Niebieskooka odskoczyła od niego i niczym dziecko, w podskokach pobiegła
do drzwi i wskoczyła na miejsce kierowcy, a on zasiadł obok, obserwując jak
jego Księżniczka z podziwem przejeżdża dłońmi po kierownicy i skórzanym
wnętrzu. Musiał przyznać, jemu samemu ten samochód podobał się coraz bardziej.
- To gdzie Cie zawieść? – zapytała, wkładając kluczyk do stacyjki i
odpalając, na co przyjemny mruk wydobył się spod maski – O Boże, prawdziwe V8 z
lat 60’tych ...
- Brzmi ładnie. I nie wiem, zaskocz mnie – swoim tonem oznajmił jej, ze
jest to małe wyzwanie, bo przecież mieszkał w tym mieście i znal praktycznie
każdy jego kąt.
- A żebyś wiedział, ze zaskoczę – odpowiedziała, unosząc jedną brew, po
czym wrzuciła jedynkę, a samochód niczym strzała wyrwał do przodu.
Prawie czterysta koni ciągnęło maszynę po w pół pustych ulicach Londynu,
przedzierając się przez korki w okolicach Tower Bridge, jednak po drugiej
stronie mostu poczciwy Ford mógł w końcu podnieść obroty.
Ryk ośmiu cylindrowego silnika niósł się po okolicy, zwracając uwagę
wszystkich przechodniów.
Siedział wygodnie, jako kierowcy, ufał jej jak mało komu. Nie znal
nikogo kto potrafił opanować samochód z taką łatwością, wiec jej boczne
wchodzenie w zakręty czy ściganie się na światłach z przypadkowymi kierowcami w
żaden sposób go nie denerwowało.
Nachylił się, włączając radio, gdzie akurat leciała znana im piosenka.
- You’ll find us chasing the sun – zaśpiewali głośno, tańcząc po kabinie
do niekończących się ‘oh oh oh’.
Zauważył, ze skierowali się mocno na południowy wschód, gdyż
architektura w tej okolicy była bardzo specyficzna. Maszyna pędziła po
serpentynach, pnąc się pod gore z piskiem opon, a on wciąż zaciągał się tym
przyjemnym zapachem palonej gumy.
Nie wiedział dokąd go zabierała, ale mało go to obchodziło, wciąż
obserwował jak świetnie bawi się swoim nowym samochodem, jak cudownie go
kontroluje, uśmiechając ‘tym’ uśmiechem, który doprowadzał go do szaleństwa.
- Musze przyznać, nie dziwie się, ze dali Ci robotę jako kierowca –
wyrwał, wciąż przyglądając się pracy jej nóg i rąk, zwłaszcza nóg – Ale powiedz
czy daleko jeszcze?
- Już prawie – odpowiedziała.
Rozejrzał się dookoła, nie widząc nic poza wąskimi, pustymi uliczkami
oblanymi ciemnością późnego wieczora, a asfalt dostrzegał tylko i wyłącznie
dzięki lampom w samochodzie.
Po chwili, przestali się wspinać w gore, teren się wyrównał, a ona
jechała wzdłuż gęsto zarośniętej linii drzew, po chwili zajeżdżając na mały
placyk, z którego widok aż odebrał mu oddech.
- Jesteśmy – wyszeptała i wysiadła.
Stala oparta o przód maszyny, a on zatrzymał się obok, nie odzywając ani
słowem. Dookoła ich nie było nic prócz drzew, łąk i tej jednej, zapomnianej
ulicy, która ich tu zaprowadziła. Owy placyk był dość mały, zmieściłby dwa
osobowe samochody. Jednak widok z tego miejsca był czymś, czego nigdy nie
zapomni.
Byli wysoko w gorze, a w dole, niczym choinka pełna rożnych, migoczących
świateł, znajdowała się stolica, Londyn, jak na wyciągniętej ręce, panorama
całego miasta spowitego ciemną osłoną nocy. Canary Wharf, niczym stacja główna,
świeciły najjaśniej, był i London Eye, Tower Bridge, O2 i Big Ben, a po środku
wszystkiego, wstęga szerokiej Tamizy.
- Ale tu pięknie – wyszeptał, nie chcąc psuć nastroju.
Na te słowa, ona odwróciła się do niego i bez pytania, skradła mu
długiego, soczystego całusa.
Nie odpowiadał, stal jak wryty, trzymając jej twarz w swoich silnych,
męskich dłoniach, wpatrując się w jej oczy, mimo wszystko wciąż widząc światła
stolicy, znajdujące się za nią.
Nie wierzył, ze kobieta, która stała teraz przed nim, spędziła z nim już
cały rok i sam się dziwił, ze jeszcze przed nim nie uciekła.
- Wiesz, ze stanę na rzęsach, żeby Panią uszczęśliwić, Panno Daniels?
Dam Ci co tylko zechcesz, tylko obiecaj, ze choćby świat się walił, nie
zostawisz mnie. Bez Ciebie nie dam rady – szeptał, przykładając czoło do jej,
spoglądając w błękitne tęczówki spod swoich długich rzęs – Kocham Cie,
Madeleine Daniels. Już zawsze będę. Choćby nie wiem co, zawsze będę przy Tobie
– kontynuował, opuszkami palców gładząc jej policzki – A teraz, skoro
ochrzciliśmy już mój fortepian, co powiesz na to, żebym kochał się z Tobą na
masce Twojego nowego samochodu? – zapytał, czubkiem nosa przejeżdżając po jej
dolnej wardze, na co wzdrygnęła lekko.
- A ja na to tylko tyle, ze za dużo mówisz, a za mało robisz –
odpowiedziała i nie czekała długo by posadził ją na wciąż cieplej masce Forda.
Błądząc dłońmi po jej ciele, całował jej rozgrzane wargi, nagą szyje i
kark, gdy ona w tym czasie, jedną ręką molestowała jego włosy, a drugą powoli
odpinała pasek w jego spodniach.
Miała z tym mały problem, wiec wyprostował się, robiąc to samemu,
przyglądając się jak rude fale, zarzucone delikatnym ruchem, lądują teraz w
całości na jej prawym ramieniu, zakręcając ku gorze na jej piersiach.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie, Panno Daniels, a w tej
chwili, pragnę Pani chyba jeszcze bardziej niż kiedy kol wiek –wyszeptał przez
aż zaciśnięte zęby, wpatrując się w nią rozbierającym wzrokiem.
Nie zamierzał czekać ani chwili dłużej i gdy podszedł, wręcz zdarł z
niej spodenki, zostawiając ją w koszulce, skórzanej kurtce i bieliźnie, która
przecież nie stała mu na drodze.
Zagryzł zęby na jej dolnej wardze chcąc by pozostała na miejscu i wszedł
w nią zdecydowanym ruchem, z rozkoszą wsłuchując się w namiętne jęki, którymi
jej ciało odpowiadało na jego obecność.
*******
Pisane przy ‘Off To The Races’ Lany Del Rey.
Ten rozdział jest bardziej w moim stylu, ale cóż, nie można w kolko
pisać o tym samym. Tym razem pozwoliłam sobie napisać coś, co lubię.
W pełni dedykowane mojej najukochańszej Aleeex. Wybacz, ze nie było o
Tobie wzmianki, ale chciałaś taki rozdział, wiec i jest.
Nie boj się, jeszcze mam parę niespodzianek w rękawie, ale to ... shhhh!
#LatersBaby.