Wednesday 15 August 2012

chapter 16.

Czasem bywa tak, ze mając wszystko, zaczynamy się nudzić. Co z tego, ze miłości, szczęścia i radości ma się pod dostatkiem, gdy potrzebuje się zastrzyku emocji, czegoś co ożywi, czegoś co sprawi, ze na nowo się zakochamy i poczujemy szczęśliwi. 
Czul, ze jego związek popadł w niesamowita rutynę. Skończyły się uniesienia i ekscytacja, a mimo iż często wyjeżdżał, powroty zawsze wyglądały tak samo. 
Wyjście na miasto, trochę zabawy, kilka wspólnych nocy i kolejny samolot. 
Zaczynało mu to przeszkadzać, bo przecież był młody, a już czul się jak mąż z wieloletnim stażem. 
Jednak nie miał pojęcia jak się zabrać do zmian, wszystko co przychodziło mu do głowy już kiedyś robili. 
- A może jakieś wspólne wakacje? – zapytał Siva, chcąc mu jakoś pomoc. 
- Kiedy? Nie mam na to czasu – odparł, poprawiając się w siedzeniu na pokładzie szybowca, który transportował ich do stolicy. 
- To musi być coś co oboje zapamiętacie! Cos takiego, ze  ... wow! – włączył się Jay, odwracając z fotela przed nim. 
- Ale co? 
- Nie wiem co! Ale nad tym pracuje ... 
- Nie chce się z nią rozstawać, o nie! Ale boje się, ze któregoś dnia obudzę się kolo niej, a przy śniadaniu nie będę miał z nią o czym rozmawiać ... 
- Wiem! – wyrwał Max, skupiając uwagę wszystkich na sobie – Nagrasz dla niej piosenkę! Zabierzesz ja gdzieś ... Wiem! Wynajmij London Eye na jeden przejazd, to półtorej godziny! Dopłać, żeby zatrzymali je na samej gorze na jakieś pół godziny ... tam ja ... ten ... no! A potem w tajemnicy zabierz ja na kolacje, wynajmij orkiestrę i zaśpiewaj dla niej! Cholera, mam łeb! 
- Ze co? Mam najpierw wynająć London Eye, a potem orkiestrę? Stary, jeśli to zrobię to zamieszkam na ulicy! Chcesz żebym zbankrutował?! 
- To wynajmij jedna kapsule i zabierz ja na kółeczko, ze to niby taki zwykły dzień. Orkiestra nie będzie droga, a piosenkę pomożemy Ci napisać! 
- Cos w tym jest ... – wtrącił Tom – Napiszemy taka piosenkę, ze padnie! 
- Chciałem coś szalonego, a to mogę zrobić przy okazji. 
- Chcesz zrobić coś szalonego?! Ja Ci powiem co! – wykrzyknął Jay z szerokim uśmiechem na ustach. 

Wysiadła ze swojego samochodu po zaparkowaniu go w okolicach Stratford i skierowała się ku Westfield, gdzie umówiła się na kawę ze swoja najlepsza przyjaciółką. 
Po wejściu do Starbuck’sa, zauważyła Alex siedzącą przy jednym ze stolików, gdzie zaraz się dosiadła. 
- Cześć piękna – odparła rudowłosa, składając całusa na policzku szatynki. 
- Hej. Zamówiłam Ci Frapuccino, proszę – odpowiedziała, podsuwając kubek koleżance. 
- Dzięki ... 
- A teraz powiedz co się dzieje, bo Twój telefon nieco mnie zmartwił. 
- Sama nie wiem co się dzieje ... Chwilami mam wrażenie, ze rozstanie z Nath’em to kwestia czasu ... 
- Ale dlaczego?! 
- Boje się, ze mu się znudziłam ... Wszystko ostatnio zrobiło się takie ... codzienne. Kiedyś czułam, ze mu zależy, ze kocha ... Teraz w to wątpię – niebieskooka zawiesiła wzrok na swojej kawie, mieszając w niej bezmyślnie – Wraca dzisiaj wieczorem. Nie widziałam go od miesiąca, a pewnie i tak spotkamy się dopiero jutro, bo uzna, ze jest ‘zmeczony’. 
- Kochasz go? 
- Oczywiście, ze tak! 
- To musisz go w sobie rozkochać na nowo. Przypomnij mu w kim się zakochał i dlaczego! Zmień fryzurę, ciuchy, cokolwiek! Przyciągnij na nowo jego uwagę. 
- Myślisz, ze to coś da? 
- Jeśli nie ... Zawsze działa jedna metoda. 
- To znaczy? 
- Wywołaj w nim zazdrość! To wcale nie jest trudne, a skuteczne! 

Wszedł do swojego mieszkania, gdzie momentalnie padł na kanapie. Rozglądnął się dookoła, widząc, ze bywała tu podczas jego nieobecności, bo wszystko aż świeciło czystością. 
‘Kochana ...’. 
Zaczął zastanawiać się nad tym co powiedział mu Jay. Podrzucony przez niego sposób na rozgrzanie jego związku może i był równie szalony jak Max’a, ale czul, ze tego chciał. 
W owym szaleństwie była jakaś metoda. Jednak bal się. Bal się jej reakcji, jego rodziny i przyjaciół oraz wszystkich fanów. 
Owszem, cały świat wiedział, ze są razem i zostało to przyjęte dość spokojnie. Lecz teraz mogłoby być trochę inaczej. 
‘Beda musieli się z tym pogodzić. Może w końcu zrozumieją, ze to dla mnie dużo więcej niż szczenięca milosc’. 
Po przemyśleniu wszystkich za i przeciw, podjął decyzje. Zamierzał zrobić to, co doradził mu Jay. 
- Musze lecieć z rana do sklepu! – zerwał się na równe nogi by zaciągnąć torbę do sypialni i ja rozpakować. 
W miedzy czasie, wybrał jej numer w komórce by oznajmić, ze wrócił cały i zdrowy. 
- Cześć kochanie, jestem! ... Tez tęskniłem i nawet nie wiesz jak się ciesze, ze jestem znów w domu! ... Nie, spotkamy się jutro wieczorem. Jestem padnięty, a rano mam pomoc Max’owi, ale jeszcze do końca nie wiem w czym ... Przepraszam. A co powiesz na kolacje jutro, hmm? Tylko Ty i ja ... Jak to? Z jakim Andym? ... Pomysł Ryan’a, mówisz? ... Nie no okay, wychodzisz z Andym i Ryan’em do pubu, spoko ... Ryan ma dziewczynę? To świetnie. A Andy? ... Wciąż biedny szuka? Faktycznie, to smutne ... Zobaczę, może wpadnę. Okay, lecę spać, bo padam. Na razie – rozłączył się, rzucając telefon na łóżko. 
‘Po prostu fantastycznie!’. 
Wściekły do czerwoności opadł na skraju materaca, chowając twarz w dłoniach. Jego dziewczyna wychodziła z innym, podczas, gdy on planował dla niej taka niespodziankę. 
- Pójdę i będę jej pilnował! Albo jego! 

- Nie, Andy nie, biedaczek, wciąż szuka ... No okay, ale ... halo? – nie zdarzyła się pożegnać, rozłączył się. 
Odłożyła komórkę na ławę, zacierając ręce. Osiągnęła cel, był niesamowicie zazdrosny. Teraz tylko musiała rozegrać to do końca. 
Z samego rana zwolniła się z pracy i poleciała na zakupy. Oczywiście, Alex jej przy tym towarzyszyła. 
- Co powiesz o tej? – zapytała rudowłosa, chwytając w dłoń wieszak z sukienka. 
- Cos bardziej seksownego ... A to? – odparła szatynka, wskazując kostium złożony ze spodenek i gorsetu. 
- No nie wiem ... 
- Popatrz! To go zdecydowanie zwali z nóg! – brązowooka wskazała zielona sukienkę bez ramiączek, obwiązaną grubsza tasiemka pod biustem, a potem swobodnie puszczona w dol. 
- Jeśli się w tym schylę to będę miała tyłek na wierzchu ... Jest strasznie krotka! Ale śliczna ... 
- Przymierz! 
Daniels zawahała się na chwile, w końcu jednak poszła do przymierzalni. Nie było jej kilka minut, a gdy wyszła, jej koleżanka aż usiadła. 
- Jak jej nie weźmiesz to przestane z Toba rozmawiać! – skomentowała Alex z szeroko otwartymi ustami – A do tego te szpilki! – dodała, podając jej lakierowe, żółte obcasy. 
- One maja z piętnaście centymetrów! 
- Ale tworzą piękną całość! Jeśli nie umrze to jest ślepy! 
Po zakupach, obie zniknęły w salonie fryzjerskim na kilka dobrych godzin. 

Wrócił do domu, wciąż zły. Jednak miał to za czym chodził przez pół dnia. Postawił torebkę z prezentem na stole, po czym usiadł i się w nią wpatrywał. 
Jeszcze mógł się rozmyslec. Dopóki jej tego nie da, może zawsze zmienić zdanie. 
- Dac, nie dać ... Dac, nie dać ... – wyliczał, chcąc by los podjął ta decyzje za niego. 
Wtedy rozglądnął się dookoła, widząc duże zdjęcie w antyramie wiszące na ścianie, przedstawiające ja i jego na rozdaniu nagród. 
Uśmiechnął się sam do siebie, stwierdzając, ze wyglądają tam przesłodko. 
- Dam! I niech się dzieje co ma się dziać! 

Dochodziła godzina jedenasta, gdy wszedł do pubu o którym mu wspominała. Nie napisał jej czy jednak przyjedzie, wolał pojawić się bez zapowiedzi. 
Obszedł bar dookoła, rozglądając się za nią, niestety bez rezultatu. 
Katem oka zauważył, ze przy jednym ze stoliku siedzi Ryan i Andy, wiec podszedł. 
- Cześć, jest Madi z wami? – zapytał, poprawiając swoja skórzaną kurtkę. 
- Jest w łazience. Siadaj! Zastanawialiśmy się czy przyjdziesz i już mieliśmy dzwonić – odparł blondyn, wskazując mu krzesło obok siebie. 
- Musiałem załatwić parę spraw, tu i tam. 
- Jak było w Stanach? – zapytał Andy, uśmiechając się szeroko, tak, był wstawiony. 
- Świetnie!  Trochę nas wymęczyły, ale zdecydowanie było warto! – odpowiedział, po czym na wszelki wypadek powędrował dłonią do kieszeni, sprawdzając czy jego prezent wciąż tam był. 
- To gratulacje! Postawie Ci drinka, co chcesz? 
- Skoro stawiasz to piwo – odpowiedział, na co Andy podniósł się i skierował do kelnerki – Dzięki. A jak wam mija wieczór? 
- Super! Jest mnóstwo fajnych lasek – odpowiedział kudłaty,  wciąż rozglądając się dookoła - Plus, siedzi z nami taka jedna ... I aż szkoda, ze to Twoja dziewczyna, a Ryan’a kuzynka, bo bym już dawno ja schrupał ... 
- Jesteś pijany, wiec się zamknij, okay? – wyrwał Ryan, widząc co się dzieje na twarzy młodego Sykes’a – Sorry, stary. Już nie dam mu pic. 
- Spoko. Idę poszukać Madi – odpowiedział, po czym wstał i akurat zauważył, ze wyszła z łazienki. 
Widok jej twarzy po ponad miesiącu wywołał w nim ogromna radość, a rzut okiem na cala jej reszta aż zapuścił jego policzki lekkim rumieńcem. 
Wiedząc jaka ma dla niej niespodziankę, odniósł wrażenie, ze nagle zakochał się w niej na nowo, gdyż znów poczuł te motylki w okolicy podbrzusza. 
Niejeden dużo by dal by mieć taka dziewczynę dla siebie, a on jeszcze śmiał narzekać. 
‘Pieprzona gwiazdka ...’. 
Uśmiechnął się szeroko na co odpowiedziała tym samym, kierując się ku niemu. 
Podeszła, wpuszczając tym samym w jego nozdrza zapach swoich perfum. Zeskanował ja wzrokiem z góry na dol, po czym wypuścił większą dawkę powietrza. 
- Jak zawsze, wyglądasz pięknie – wyszeptał, a ona wtuliła się mocno w jego klatkę – Strasznie tęskniłem. Mam w końcu małe wakacje i zamierzam je spędzić w pełni z Toba. 
- A jak długie te wakacje? 
- Prawie dwa tygodnie. 
- Nareszcie! Chociaż jak dla mnie to wciąż za mało – odparła, muskając jego wargi. 
- Jeszcze Ci się znudzę przez te dwa tygodnie. 
- A skopać Cie teraz czy później? Przestań! Za samo takie myślenie powinnam strzelić Ci focha – zaśmiała się, wciąż do niego przytulając. 
- Długo będziesz tu z nimi siedzieć? Nie żebym miał coś przeciwko, ale wolałbym cieszyć się Toba na osobności. 
- W sumie, Andy i tak już jest pijany i przyda mu się drzemka. Chodź, powiem Ryan’owi, żeby zabrał go do domu – odparła, po czym skierowała się ku blondynowi. 
Kilka chwil później, opuścili pub, a on pomógł wstadzic zalanego kolegę do taksówki. 
Gdy ów pojazd odjechał, podszedł do niej, chwytając jej dłoń. 
- Co powiesz na mały spacer? – zapytał, kiwając głową w stronę Tower Hill. 
- Bardzo chętnie. 
Stąpał powolnymi krokami ku jej boku, opowiadając jak wyglądał ich pobyt w Stanach; kogo poznali, gdzie występowali i z kim współpracowali. 
Słuchała go uważnie, zadając nurtujące ja pytania oraz ciesząc się ich sukcesem wraz z nim. 
Dawała mu niesamowite poczucie wsparcia. Będąc obok sprawiała, ze jego poprzednie myśli o rozstaniu stały się wręcz śmieszne i głupie aż do tego stopnia, ze było mu wstyd, ze mógł choć na chwile w nią zwątpić. 
Gdy weszli na teren Tower Bridge zaczęło nieco wiać, wiec nie czekając, zarzucił swoja kurtkę na jej ramiona, dodatkowo tuląc ja do siebie. 
- Zostaniesz dziś u mnie? – zapytał, zerkając na nią z uśmiechem. 
- Hmm ... Jeśli mnie jakoś przekonasz. 
- A co byś chciała, żebym zrobił? 
- Nie mam pojęcia, użyj wyobraźni, a ja ocenie czy jest to warte mojego nocowania u Ciebie. 
- Czekaj, daj mi pomyśleć – odparł, opierając się o barierkę na tarasie widokowym, na samym środku mostu – Podejdź tu. 
- A po co? – zagadnęła, stawiając krok w jego stronę, na co objął ja w pasie, przyciągając jej ciało nieco do siebie. 
- Zaraz zobaczysz – odparł, wędrując jedna z dloni do kieszeni swojej kurtki, którą na sobie miała, po czym szybko schował to coś za siebie. 
- Co to? 
- Mała niespodzianka. Mam nadzieje, ze Ci się spodoba. 
- Ale po co? Nie potrzebuje niespodzianek ani prezentów. 
- Podarowanie Ci tego prezentu to moja potrzeba i mam cicha nadzieje, ze Twoja również – odpowiedział oddalając się od niej o kawałek. 
Jej zniecierpliwiony wzrok wywołał u niego szeroki uśmiech, jednocześnie dodając odwagi. 
Wiedział czego chciał, był dorosły i nie podejmował pochopnych decyzji. A ta przemyślał sobie dokładnie z każdej strony, podejmując ta, według niego, słuszną. 
‘Dawaj!’. 
Wziął głębszy wdech, spuścił wzrok ku ziemi, po chwili, klękając przed nią na jednym kolanie. 
******* 
W koncu nowy! Znow bez znakow, ostatnio z nimi ciezko ... 
W pelni zadedykowany mojej ukochanej Aleeex! Moje Ty zywe natchnienie! 
Dziekuje Ci za wszystko! [ www.still-believe-in-dreams.blogspot.co.uk ]

chapter 15.

Podobno miłość potrafi wybaczyć dosłownie wszystko. Gdy się darzy kogoś uczuciem tak silnym i głębokim, i nazywa się to miłością, trzeba przygotować się na sytuacje wymagające wyrzeczeń. Kochanie kogoś to jak otwieranie swojego serca, oddawanie go w czyjeś ręce, z nadzieja, ze ów osoba będzie się nim dobrze opiekować. Zranione, boli do tego stopnia, ze cały świat zaczyna tracić sens. 
Owszem, wiele rzeczy można naprawić, jednak zagojone serce, wciąż będzie miało bliznę, która znacznie je osłabi. 
Wiedział, ze czekała go nie lada misja. Odzyskanie utraconego zaufania nie należy do prostych zadań. Bedzie to trwało długo, może bolec i mimo wszystko, nikt nie dawał gwarancji, ze się uda. 
Jednak był gotowy. Nie zamierzał się poddawać, gdyż tym razem miał jeszcze więcej do stracenia. Gdyby teraz zawiódł,  nie miałby powrotu. 
‘Dam rade!’. 
Zbiegł szybko po schodach, zastając mamę w kuchni. 
- Mamuś, jest sprawa – odezwał się, nie mogąc opanować uśmiechu na swojej twarzy. 
- Co jest? – odparła Karen, zalewając dwa kubki herbaty. 
- Czy będziesz miała coś przeciwko jeśli Madi zostanie na noc? Pogoda jest straszna, jest późno, nie chce żeby wracała teraz do domu. I nie boj się, ja będę spal na sofie! – zapytał, opierając się o blat. 
- To dlatego tak Ci się mordka cieszy – zaśmiała się, mieszając napój – Zeszliście się, tak? 
- Tak! – wykrzyknął, podskakując przy tym niczym małe, uradowane dziecko. 
- Fantastycznie! Madi to świetna dziewczyna, wiec nie zawal tego poraz drugi – poklepała go, kierując się ku wyjściu z pomieszczenia – I owszem, może zostać. I nie wmawiaj mi, ze będziesz spal na sofie, bo i tak wiem, ze jak zasnę to polecisz na gore. Wiec okay, spijcie razem. Jesteś dorosły i Ci ufam. 
- Dziękuję mamuś, kocham Cie – ucałował policzek rodzicielki i ruszył w stronę schodów. 
- Zejdźcie na kolacje za jakieś piętnaście minut – dodała, na co pokiwał głową i zniknął na pietrze. 
Wpadł do swojego pokoju, jednak nie zastał tam jej. Na łóżku siedziała Jess, tak jakby na niego czekała. 
- Co jest? – zapytał, wchodząc głębiej – Gdzie Madi? 
- Kapie się. 
- A Ty czego chcesz? 
- Pogratulować. Dobrze wiesz jak lubię Madi i byłam na Ciebie wściekła jak się rozstaliście, ale ciesze się, ze wszystko wróciło do normy. 
- Super, tez się ciesze. A teraz wypad! Kolacja zaraz! – wskazał blondynce drzwi na co wystawiła do niego język i wyszła, w drzwiach mijając się z niebieskooka. 
- Co ona taka wściekła? – zapytała, poprawiając ręcznik, którym była owinięta. 
- A nie wiem. Nie ważne. Jak kąpiel? – podszedł do niej, obejmując ramieniem. 
- Dobrze, dzięki.  A co powiedziała Twoja mama? 
- Mama? Zgodziła się, możesz zostać. Nawet dodała, ze możemy spać razem. 
- To super. A teraz wybacz, idę się ubrać. 

Po kolacji, rudowłosa domagała się możliwości pozmywania, aż do momentu, gdy wszyscy ulegli. Dziękując za posiłek, zebrała talerze i zniknęła w kuchni. 
- Pamiętasz jak mówiłam, ze Ci ufam? – zapytała Karen, nachylając się w jego stronę. 
- Tak, a co? 
- Nic, nic. Tylko ... bądź grzeczny, proszę. 
- Mamo! 
- Okay, tylko mowie. 

Cala rodzinka rozeszła się do swoich pokoi, tak jak i oni. Ona pierwsza wskoczyła na łóżko, poprawiając jego t-shirt, w którym miała spać. On zasiadł przy laptopie, szukając jakiegoś filmu, który mogliby obejrzeć przed snem. 
- Zostaw to. Puść cichutko jakąś muzykę i się kładź – odezwała się Daniels, chowając się pod pościel. 
- No okay – włączył pierwsze co zobaczył, ściszył głośniki i powędrował do łóżka, a zaraz przed wejściem ściągnął z siebie koszulkę i dresy, po czym położył się po lewej stronie. 
- Masz nowa płytę Lany Del Rey. Jak Ci się podoba? – zapytała, układając głowę na jego klatce. 
- Jest świetna, inna niż wszystkie. A Ty słuchałaś? 
- Tak i ja uwielbiam ... 
- Wiesz co? 
- Hmm? 
- Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak za Toba tęskniłem – wyszeptał, tuląc ja mocno do siebie – I jestem pewien, ze już nigdy więcej, aż tak nie zatęsknię. 
- A skąd ta pewność? 
- Bo wiem, ze nie dam Ci znów odejść. Za bardzo Cie kocham – odpowiedział, muskając jej czoło. 
- A co z mediami? Co im powiesz? 
- Mam to gdzieś. Powiem prawdę i niech się dzieje co ma się dziać. Najpierw jesteś Ty, a dopiero potem reszta świata – na te słowa, uśmiechnęła się szeroko, spoglądając mu prosto w oczy, po czym bez zawahania zatopiła w nim swoje wargi. 

Miesiąc później sprawy się uspokoiły. Postanowił naciągnąć nieco prawdę i po omówieniu sprawy z chłopakami, powiedział mediom, ze Madi to jego była dziewczyna, z którą teraz się zszedł, a powodem do rozstania z Alex był brak ‘chemii’. 
Nie wszystkim jego nowy status się podobał, mnóstwo fanek chciało wciąż mieć go tylko dla siebie, jednak większość z nich jakoś to przełknęła. 
Tego wieczora wszyscy mieli spotkać się u niej, ale on miał z chłopakami dojechać później. 
Gdy ktoś zapukał do drzwi, rudowłosa pobiegła otworzyć, zaraz wprowadzając Alex do środka. Tak, dziewczyny zakopały topór wojenny i bardzo się polubiły. 
- Jak tam Ci dzień minął? – zapytała Daniels, parząc koleżance jej ulubiona kawę. 
- W porządku. Ciesze się, ze to już koniec tygodnia. W końcu można usiąść na tyłku i odpocząć – odparła szatynka, zasiadając przy barowej ladzie w środku kuchni – A Tobie? 
- Nie narzekam. Było co robić cały tydzień, ale chyba dzięki właśnie temu, tak szybko czas zleciał i znów mamy piątek – odpowiedziała niebieskooka, podając dziewczynie gorący kubek. 
- A chłopaki o której maja być? 
- Cos kolo ósmej. 
- A Jay tez będzie? 
- Bedzie ... A co? – Madeleine usiadła obok, zamieniając się w słuch – Czy ja o czymś nie wiem? 
- Na razie to nic takiego ... Ale ostatnio coraz częściej dzwoni, pisze. W środę zaprosił mnie na lunch. 
- I jak było?! 
- Fantastycznie. Świetnie się bawiłam. W ogóle lubię jego towarzystwo, ale boje się, ze jak już coś z tego wyjdzie, ludzie powiedzą, ze od Nath’a poleciałam do Jay’a ... Bedzie to dziwnie wyglądać ... 
- Powiem Ci tak. Ludzie gadali, gadają i  gadać będą. Ust im nie zamkniesz, jak nie z tej, to ugryzą z innej strony. Wiec nie patrz na nich, tylko na siebie – zanim Alex zdarzyła coś powiedzieć, zadzwonił dzwonek do drzwi, na co Daniels zerwała się i udała do korytarza. 
Za progiem stała Michelle, Nareesha i Kelsey, każda trzymała w reku butelkę z jakimś trunkiem i wszystkie były wystrojone jak na rozdanie nagród. 
- Impreza przyszła! – wykrzyczały, gdy weszły do środka. 
Cala piątką przeniosły się do salonu, gdzie Hardwick odpaliła sprzęt muzyczny, puszczając jakąś klubowa piosenkę. 
Keegan jako najstarsza, polała każdej po lampce wina, a chwile później, wszystkie wzniosły toast. 
- Za kolejna, niezapomniana noc! I oby czas był dla nas łaskawy, byśmy już zawsze były młode i piękne! – wypowiedziała rudowłosa, na co uniósł się radosny krzyk i brzdęk szklą. 

Dochodziła godzina ósma, gdy kolejny dzwonek do drzwi rozbrzmiał w całym mieszkaniu. 
Dziewczyny ucieszyły się podwójnie, widząc, ze chłopaki nie przyszli z pustymi rekami, gdyż ich zapasy już się skończyły. Wszystkie były nieco wstawione, jednak w zdrowy i spokojny sposób. Owszem, energia ich roznosiła, a rumieńce na twarzach wyglądały niesamowicie słodko. 
O dziwo, cały zespół mimo iż dopiero co dołączył do imprezy, po drodze tez coś wypił, wiedząc, ze przecież nie siedziały i nie czekały na nich na sucho. 
- Witaj piękna – odparł, po czym wtulił ja mocno w siebie – Tęskniłaś? 
- Ba! – zaśmiała się, całując jego rozgrzane wargi – Ciesze się, ze w końcu jesteś. Teraz jest idealnie! 
- Wiem jak lubisz Jagermeister’a, wiec dziś czekają nas bomby cala noc! 
- Yay! A tak na boku, zostaniesz dziś na noc? 
- A chcesz żebym został? – zagadnął, układając swoje dłonie na jej biodrach, przy okazji figlarnie unosząc jedna brew. 
- Kupiłam dzisiaj nowa bieliznę, chciałam Ci potem pokazać. Wszystko zależy od tego czy zostaniesz ...
- Teraz to na pewno! – zaśmiał się, chwytając ja w pasie, unosząc nieco do góry by mógł ucałować jej usta bez schylania się. 
Meska polowa zasiadła na kanapach wokół lawy, gdzie stały wszystkie napoje. Piękna część towarzystwa siedziała na podłodze wokół ów lawy, zaraz obok swojego ukochanego. 
Oczy niebieskookiej często uciekały w stronę Alex i Jay’a, którzy komicznie sobie docinali, drocząc się już od chwili pojawienia się kudłatego w mieszkaniu. Chemia wisząca miedzy nimi była tak gęsta, ze mozna było ciąć ja nożem. 
- Twój kolega dobrze się bawi – rzuciła rudowłosa w jego stronę, kiwając głową na McGuiness’a. 
- Shhh ... Nie mów nic głośno, bo się speszą – odparł, muskając jej kark – Ślicznie wyglądasz w tej sukience. Już się nie mogę doczekać, aż wszyscy sobie pójdą – wyszeptał, podgryzając nieco jej szyje. 
- Wytrzymasz, zboczeńcu! 
- Madi! Przestańcie się miziać i chodź z nami tańczyć! – przerwała Kelsey, chwytając dłoń młodej Daniels i ciągnąc ja na środek salonu, gdzie wszystkie bujały się w rytm muzyki. 
Po drugiej, zapasy się skończyły. Max, Michelle, Nareesha i Siva zamówili sobie taksówkę do domu, jednak Kelsey, Tom, Jay i Alex, poszli dalej w miasto. 
On został sam ze swoja księżniczką, a dokładniej całkiem sam, gdyż ona właśnie się kąpała. Postanowił, ze wykorzysta ten czas i nieco posprząta. Zebrał wiec szklanki i talerze ze stołu, powkładał do zmywarki. Do dużego worka powrzucał puste puszki i butelki, oraz niedojedzone chrupki i paczkę po Tom’a papierosach. 
Oparł się o blat w kuchni czekając na nią, w tym czasie zerknął na telefon, gdzie w sms’e, Max i Siva dziękowali za świetny wieczór. 
- I jak? Podoba Ci się? Osobiście uważam, ze zgrzeszyłabym, gdybym nie kupiła – głos niebieskookiej wyrwał go od telefonu. 
Uniósł na nią wzrok i zatkało go na dłuższą chwile. Daniels stała oparta o framugę drzwi z łazienki, ubrana w czarna, koronkowa bieliznę, która wyglądała, jakby była na nią szyta. 
Widząc jego minę, podeszła troszkę bliżej, okręcając się dookoła. 
- Nie podoba Ci się, tak? Okay, już idę to ściągnąć – posmutniała, cofając się nieco do tylu. 
- Ani mi się waz! – odpowiedział przez zęby, po czym zdarł z siebie koszulkę i podszedł do niej, całując jak najmocniej potrafił. 
Uniósł ja ku gorze, układając ja na swoich biodrach tak, ze trzymając się jego karku, doszła z nim do sypialni, gdzie rzucił jej nagie ciało na zimna pościel. 
Zawisł nad nią, wędrując wargami po każdym fragmencie jej skory. 
- Wiesz, ze jesteś najpiękniejszą kobieta jaka kiedy kol wiek widziałem? – zapytał, wciąż oddając jej pocałunki. 
- Nie. 
- To już wiesz – uśmiechnął się, wplatając dłoń w fale jej loków. 
Chwile później, w tle zaczął dzwonić jej telefon, a na ekranie ukazało się imię Alex. Spojrzała na niego pytająco, jednak on odmownie pokiwał głową. 
- Teraz jesteś tylko moja i nikt mi tego nie zepsuje – odparł, po czym wszedł w nią powoli,  ciągle całując obserwował jak jej ciało reaguje na jego ruchy.   
******* 
Kolejny rozdzial, znow bez wszystkich znakow. Wybaczcie, nie dalo rady. 
Pojawia sie tu wzmianka o plycie Lany Del Rey ‘Born To Die’, przy ktorej ten rozdzial byl pisany i szczerze ja polecam! 
W przyszly czwartek czeka mnie koncert The Wanted, a zaraz potem wyjazd na wakacje do Polski, wiec postaram sie do tego czasu wstawic jeszcze z trzy rozdzialy, i oczywiscie, wszystkie beda pisane dzieki mojemu natchnieniu, mojej kochanej Aleeex, ktora jako jedyna mnie jeszcze znosi lol! 
Kocham Cie slonce! [ www.still-believe-in-dreams.blogspot.co.uk ]. 
#nicely!

chapter 14.

Czy istnieje coś takiego jak dostać od losu druga szanse? Nawet jeśli się na nią zbytnio na pracowało? Owszem. Zycie lubi płatać figle i często zasypuje nas sytuacjami, na które nigdy nie znajdziemy dokładnego wytłumaczenia. 
Jednak za wszystko przyjdzie nam kiedyś zapłacić, prędzej czy później. 
Karma nieubłaganie wróci, zapewne wtedy, gdy nie będziemy się jej spodziewać. 
Jego karma powróciła właśnie tego pięknego poranka. Słońce przebijało się przez grube zasłony w salonie, promieniami opadając na jego twarzy. 
Czując rosnące ciepło, otworzył nieco oczy, wciąż mrużąc powieki i bez dźwięcznie rozglądnął się dookoła. 
Na przeciw sofy, na której leżał, znajdowała się otwarta kuchnia z czerwonymi szafkami i potężną lodówką. 
‘Tam na pewno jest woda!’. 
Chciał się ruszyć, ale jednak uznał, ze jeszcze chwile poczeka, aż reszta jego ciała, obudzi się wraz z nim. 
Trzy sekundy później, usłyszał za sobą mały hałas, a zaraz po nim otwierające się drzwi. 
Z sypialni wyszła wciąż zaspana rudowłosa, minęła jego kanapę i skierowała się ku kuchni. 
I tu właśnie była jego karma. Udając, ze wciąż śpi, przyglądał się niebieskookiej, ubranej z krotki t-shirt i figi, obserwując jak podskakuje ona do górnej szafki, chcąc koniecznie sięgnąć po cukier. 
Z miejsca, gdzie był, widok miał idealny, jednak fakt, ze mimo jego miłości do niej, i tak nie była jego, zmywał uśmiech z jego twarzy. 
- Pomoc Ci? – zapytał, po czym powolnym ruchem podniósł się z sofy. 
- Byłoby milo, dzięki. 
- Nie ma sprawy – sam nie wiedział dlaczego, ale sięgając po owy cukier, nie odrywał od niej wzroku, a podając go, zbliżył się do niej do tego stopnia, ze jej chłodny oddech odbijał się od jego klatki piersiowej – Proszę – dodał, wyciągając dłoń z białym opakowaniem. 
- Dzięki – wyszeptała, po czym minęła go i zatrzymała się przy czajniku – Kawy czy herbaty? 
- Kawy! 
- Okay ... 
- Posłuchaj, możemy pogadać? – zapytał, opierając się o blat kolo niej. 
- O czym? 
- O nas. Chciałbym, żeby to wszystko było jasne i dopowiedziane do końca. 
- Nath, proszę Cie. Ile razy będziemy to wałkować? Było milo, skończyło się. Ty poszedłeś w swoja stronę, ja w swoja. Nie widzę sensu, żeby do tego wracać i rozdrapywać stare rany?  Po prostu, zapomnijmy o tym, okay? – odparła, z uśmiechem na ustach. 
- Czyli jest dla mnie jeszcze jakaś szansa?! 
- Szansa? W jakim sensie? 
- W sensie, żeby naprawić to wszystko, i żeby znów było tak jak kiedyś? 
- Chyba żartujesz? Ja nie zamierzam niczego naprawiać. I jak już powiedziałam, Ty masz swoje życie, ja swoje i niech tak zostanie. Trzymaj – dodała, po czym wręczyła mu kubek kawy – Owszem, mam do Ciebie sentyment, chciałabym, ze to cale rozstanie nigdy nie miało miejsca. Ale co się stało, to się nie odstanie. Wiec jeśli chcesz, ze względu na stare czasy, możemy zakopać topór wojenny. 
- Lepsze to niż nic. 

Była dość chłodna sobota. W stolicy temperatura nie przekraczała dziesięciu stopni. Rudowłosa, ubrana z długi sweter z opadającym ramieniem i w parę długich skarpet, siedziała na sofie przed telewizorem, popijając gorącą herbatę. Na kolanach trzymała swój laptop, na którym pisała artykuł do pracy. Tak, udało jej się dostać prace w gazecie. Pisanie dla brytyjskiego Vogue’a to spełnienie jej marzeń. 
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, wiec podniosła się, kierując do korytarza. Otworzyła i aż zamarła. 
- Cześć. Ty jesteś Madeleine? – zapytała dziewczyna stojąca w progu, na której twarzy rosło coraz większe zdenerwowanie. 
- Owszem. 
- Nie znamy się. Jestem Alex. Chciałam pogadać – szatynka wyprowadziła dłoń, na co niebieskooka potrząsnęła ja delikatnie. 
- Wiem kim jesteś. Skąd masz mój adres? 
- Wymusiłam od Jay’a. 
- Ha ... Okay, wchodź – odparła, po czym wpuściła gościa do środka – Usiądź – dodała wskazując sofę – Chcesz coś do picia? Kawa, herbata? Sok, woda? 
- Wody, poproszę. 
- Jasne – najmłodsza z Daniels’ow napełniła szklankę mineralna i podała dziewczynie, siadając obok – Wiec o czym chcesz rozmawiać? 
- Po pierwsze, chce żebyś wiedziała, ze nie jestem Twoim wrogiem. Nie przyszłam tu z awantura, ani niczym w tym rodzaju. 
- Okay, a z czym? 
- Chodzi o Nath’a. 
- Tyle to się domyśliłam – rudowłosa zamknęła laptopa, odłożyła na bok i wraz ze swoja herbata, zamieniła się w słuch. 
- Wiem, ze to przeze mnie się rozstaliście. Jednak zrozum, ukrywaliście swój związek, wiec nie miałam pojęcia, ze z kimś jest. Okay, stało się. Nie chciałam tego. A potem, sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej. 
- Jak dla kogo? Z tego co wiem, nie minął tydzień od rozstania, jak zszedł się z Toba. Byliście śliczną, zakochana i szczęśliwą para, wiec nie rozumiem w jaki sposób sprawy się skomplikowały? 
- Widzisz, o tym mowie. Nic nie wiesz. Nikt nie wiedział. Nathan i ja nigdy nie byliśmy para. Wszystko to była jedna, wielka szopka. Po ukazaniu się tych zdjęć, nie chciał, żeby cały zespół na tym ucierpiał. Uznał, ze lepiej będzie powiedzieć, ze jesteśmy razem niż przyznać, ze zdradził swoja prawdziwa dziewczynę. 
- Czekaj, bo chyba nie nadarzam ... – niebieskooka aż podniosła się z siedzenia, z ustami szeroko otwartymi. 
- On nigdy nie chciał ze mną być, ale musiał. Owszem, zaprzyjaźniliśmy się, ale nic poza tym. Skończyłam to cale przedstawienie ponad miesiąc temu. Miałam serdecznie dosyć słuchania jak za Toba tęskni. Uznałam, ze skoro sam tego nie potrafi załatwić, to ja to zrobię – szatynka skończyła, po czym obserwowała reakcje rudowłosej, popijając przy tym podana jej wcześniej wodę – Nie dałaś mu wyjaśnić. Z reszta, wcale się nie dziwie. Ale on poza Toba świata nie widzi, przez co jego frustracja staje się nieznośna. 
- Nie wiesz gdzie on teraz jest? 
- Chyba w domu. 
- Na Kensington?! 
- Nie, w Gloucester. Pojechał na weekend do rodziny. 
- Dziękuję Ci, ze przyszłaś. I powiedziałaś mi to wszystko. To naprawdę dużo zmienia – dodała młoda Daniels, po czym zerwała się na równe nogi i zniknęła za drzwiami sypialni, po chwili wracając z niej z para szortów i adidasami. 
- Co zamierzasz zrobić? – zapytała Alex, odstawiając w kuchni pusta szklankę. 
- Jadę tam! 

Dziesiac minut później, rudowłosa była już w samochodzie, pędząc obwodnica ku południowemu wyjazdowi ze stolicy. Pogoda nie sprzyjała, z chwila jej wyjścia z domu, z szarego jak zwykle nieba, zaczął padać ciężki deszcz. Kolejna przeszkoda stal się korek na Hammersmith, w którym stalą ponad godzinę. Na dokładkę, padła jej komórka. 
Wszystko było przeciwko niej. Jednak po dwudziestej wydostała się z Londynu i czekała ja już prosta, dwu godzinna droga do Gloucester. 
Na miejscu zatrzymała się piec minut przed dziesiątą. Wiedziała, ze jest późno, jednak światła palące się w salonie dały jej nadzieje, ze jednak go zastała. 
Zaparkowała samochód po drugiej stronie ulicy i wysiadła, kierując swoje kroki do głównych drzwi, niestety deszcz zmusił ja do niewielkiego truchtu. 
Stanęła na progu, wciąż zalewana woda z nieba, zadzwoniła dzwonkiem. 
Chwile później pojawiła się Karen, jego mama. 
- Madi?! Co Ty tu robisz o tej porze? – zapytała, wpuszczając ja do środka. 
- Jest Nathan? Musze z nim koniecznie porozmawiać. 
- Nie ma, wyszedł ze znajomymi. Jeśli to pilne to idź tam, to nie daleko. Zapewne wciąż tam jest. 
- Sa w Oneil’s? 
- Tak, chy ... – nie skończyła słuchać, wybiegła, pędząc do pubu kilka ulic dalej. 
Wyglądała jak zmokły pies zanim tam dotarła, deszcz nie pozostawił na niej suchej nitki. Jednak nie bardzo ja to obchodziło. 
Zwolniła przy samych drzwiach, po czym wpadła do baru niczym burza. Lokal był spory, wiec przeszła się po wszystkich lożach i o dziwo, nie zastała go tam. Ani jego, ani jego znajomych. 
Załamana, już wolniejszym krokiem, wróciła do samochodu. Rozsiadła się w skórzanym fotelu i nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. 
Zależało jej na tej rozmowie, a tu jak na złość, nie mogla go znaleźć. 
- Trudno, innym razem – potrząsnęła głową, po czym zaczęła szukać kluczy w kieszeni szortów. 
Po odnalezieniu zguby, włożyła kartę do czytnika i odpaliła silnik. Wrzuciła bieg i tuz przed samym odjazdem, rzuciła jeszcze okiem na jego dom. 
Zdarzyła zauważyć, ze właśnie wszedł do środka i zatrzasnął za sobą drzwi. 
- Teraz już mi nie uciekniesz – zgasiła samochód, wysiadła, zamknęła go i znów pobiegła pod numer 79. 
- Hej Madi, wchodź! Jesteś cala mokra! – Karen znów wpuściła ja do środka – Domyślam się, ze się minęliście. Nath właśnie wrócił i jest u siebie, przebiera się. Idź do niego. 
- Bardzo dziękuję, jest Pani moim aniołem – Daniels zaśmiała się, po czym niczym strzała pobiegła na piętro. 
Zatrzymała się przed drzwiami jego pokoju i zapukała cicho, na co usłyszała krótkie ‘prosze’. 
Weszła, zastając go leżącego na łóżku w jego ulubionych dresach, z Family Guy’em na ekranie telewizora. 
- Jezu, Madi co Ty tu robisz? – zerwał się na równe nogi, poszukując jakiejś bluzy, w którą mogłaby się przebrać. 
- Musze z Toba porozmawiać. Zostaw, ja tylko na chwile. 
- Nie będziesz siedzieć taka mokra, przeziębisz się. Trzymaj, ubierz to – podszedł, dając jej swoja ukochana bluzę z kapturem – A teraz powiedz co się stało? 
- Chodzi o Alex. 
- Madi błagam, nie chce o tym gadać ... 
- Powiedz mi tylko jedna rzecz – zagadnęła, stając naprzeciw niego – Czy to prawda, ze ten cały wasz związek był udawany? 
- Ale ... 
- Był czy nie? 
- Skąd o tym wiesz? 
- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. Był czy nie? Prosta, krotka odpowiedz – stawiała na swoim, nie mając zamiaru dać mu się od tego wymigać. 
- Tak, był – odparł, spuszczając nieco głowę, czując, ze czeka go zaraz wielka awantura. 
- Kocham Cie – wyszeptała, po czym bez czekania zatopiła w nim swoje usta. 
Stal przez chwile nieco osłupiony, jednak szybko się ogarnął. Przytulił ja mocno do siebie, wciąż oddając pocałunki. 
- Przepraszam – wykrztusił, gdy wtuliła się w jego klatkę piersiowa – Przysięgam, ze zrobię co się da, żebyś mi znów zaufała. 
- Wiem. Tez Cie przepraszam, byłam okropna. 
- Zasłużyłem. 
- Racja – zaśmiała się, znów lekko muskając jego wargi. 
- Wiesz, ze kocham Cie najmocniej na świecie? 
- Wiem – odparła, po czym odsunęła się nieco – Będę już uciekać. Jest po jedenastej.  Przede mną trochę drogi do domu. 
- Nigdzie nie pojedziesz o tej porze i w taka pogodę. Zostań tutaj. Twoje rzeczy i tak leżą w szafie, tam gdzie zwykle. 
- A co na to Twoja mama? Nie wypada. 
- Prześpię się na sofie, a Ty tutaj. 
- Okay, niech będzie – odparła, znów zatapiając się w jego ramionach.


*******

Dodaje kolejny, specjalnie dla mojej kochanej Aleeex! [www.still-believe-in-dreams.blogspot.co.uk]. 
Mam nadzieje, ze sie podoba i przepraszam za brak wiekszosci polskich znakow, nie mialam dzis mozliwosci ich wstawic, a moja klawiatura ich nie posiada. 
Przepraszam :) 
#giggity !

chapter 13.

Jak powtarzały nasze babcie i prababcie, wszystko co dobre szybko się kończy. Nie ma na to żadnego złotego środka. Są w życiu rzeczy nieuniknione i nie ważne jak byśmy się starali, nie da się ich obejść. W chwili urodzenia mamy przypisany swój własny scenariusz, a wszystko co zdarza się każdego dnia było zamierzone dużo wcześniej i nie mamy na to wpływu.
To, że po długiej trasie w Wielkiej Brytanii, wrócił do stolicy na kolejny koncert, też było zapisane przez Kogoś tam w górze.
Tak, był trzeci Marca, dzisiejszej nocy mieli występ na słynnym O2 w Londynie. 
Podniecenie na wiadomość, że wyprzedali wszystkie 20 tysięcy biletów było niepojęte.
Informacja o ilości fanów przybywających na ów koncert dotarła do nich podczas próby, na co całą piątką zaczęli skakać po scenie, piszcząc, na końcu padając na deski, łapiąc trochę powietrza.
- Nie wierzę ... Nie zasługujemy na to – odezwał się Jay, powoli podnosząc do góry.
- W głowie się nie mieści ... – dodał, gdy sam wstał na równe nogi – Zaraz wracam, idę zadzwonić.
- Musisz wszystko swojej ukochanej opowiedzieć!
- Stary, przestań się nabijać. Dobrze wiesz jak ta sprawa wygląda.
- Okay, okay. Idź i wracaj szybko – kudłaty przerwał ich małą sprzeczkę by Sykes załatwił co musiał, a oni mogli kontynuować probe.
Wszedł za kulisy, gdzie po chwili poszukiwań, odnalazł w kieszeni swoja komórkę. Szybko wykręcił numer szatynki i przyłożył słuchawkę do ucha; odebrała po czterech sygnałach.
- Cześć, co tam? ... To super. U mnie wręcz cudownie! Właśnie nam powiedzieli, że wyprzedaliśmy wszystkie bilety na dzisiejszy koncert! ... Nierealne! ... Mam nadzieję, że wciąż przyjeżdżasz wieczorem? Jedziemy potem do clubu opijać! Byłoby miło, gdybyś poszła ze mną ... Jak to nie? Mówiłaś, że przyjedziesz? ... Z Brian’em?! Dobrze wiesz jak go nie znoszę! ... To Twój były facet i nie uśmiecha mi się to, że wciąż się tak często spotykacie! ... Alex, to ja Cię proszę! Obiecałaś, że będziesz dziś na koncercie! Dobrze wiedziałaś kiedy jest! A poza tym, nie widziałem Cię od trzech tygodni! ... Wiesz co? Dobra, zrobisz jak chcesz. Przykro mi, że w tak ważną noc wolisz wyjść ze swoim byłym, ale cóż, masz do tego prawo. Muszę wracać na próbę, narazie! – rozłączył się, nie czekając już na jej odpowiedź.
Cały wnerwiony do czerwoności, wszedł znów na scenę. Reszta chłopaków od razu domyśliła się o co chodzi, więc już nawet nie pytali. Po prostu kontynuowali soundcheck jak gdyby nigdy nic.
*
Siedział przed lustrem, otoczony dwiema stylistkami, pudrującymi jego policzki. Za pół godziny mieli wchodzić na scenę by zagrać przed potężną widownią. Ręce zaczynały mu się trząść z każdą minutą zbliżającą ich do wejścia na podest, który miał ich unieść na poziom sceny. 
‘Cholera! Obiecałem chłopakom z Lawson, że wpadnę życzyć im powodzenia!’.
Zerwał się na równe nogi i wybiegł na korytarz w poszukiwaniu ich dress-room’u. Droga tam nie była długa, ale dość skomplikowana. W końcu odnalazł drzwi z karteczką ‘Lawson’, więc niczym bomba, wpadł do ich garderoby. 
Zatrzymał się, czując jak nogi wtapiają mu się z ziemie. Nie dowierzał własnym oczom, bo to co widziały było czymś, czego w życiu by się nie spodziewał.
- Cześć Nath – odezwał się Ryan, wypuszczając z ramion małą postać o płomienno rudych włosach, tak dobrze mu znanych.
- Hej – odezwała się Madeleine, odsuwając od basisty.
- Cześć. Wpadłem życzyć Wam powodzenia – odparł, podając dłoń blondynowi.
- Dzięki stary! Miło, że pamiętałeś! Muszę lecieć, reszta już czeka. Do potem – Ryan musnął policzek niebieskookiej i razem ze swoją gitarą, wybiegł z pomieszczenia.
Nie wiedział co miał jej teraz powiedzieć. Nie widział jej od czterech miesięcy i musiał przyznać, nieco się zmieniła. Odniósł wrażenie, że nabrała bardziej kobiecych kształtów i stała się bardziej wyrafinowana.
- O proszę! Ile to minęło? Sto lat! – wykrztusił z siebie, chcąc zachować pozory, że to co widział, w ogóle go nie poruszyło.
- Chyba dwieście! Cześć! – podeszła, przytulając go delikatnie, zostawiając w jego nozdrzach ten zapach, od którego był kiedyś tak uzależniony.
- Nie spodziewałbym się Ciebie tutaj!
- A ja Ciebie tak!
- W sumie ... To Co tu robisz?
- Wpadłam zobaczyć Ryan’a na żywo, obiecałam mu to. To dla nich dużo znaczy, móc zagrać na O2.
- Widziałem właśnie! Więc Ty i Ryan ... tego ... Nie chce się wtrącać, ale to super! Naprawdę świetnie! Gratuluję! – kłamał, układając na twarzy swój fałszywy uśmiech.
- Ale ...
- Nie musisz nic tłumaczyć, przestań. Masz prawo być szczęśliwa i ciesze się, że jesteś. A teraz wybacz, tez muszę uciekać. Trzymaj się i baw dobrze. Narazie – musnął jej policzek, po czym wyszedł z garderoby niczym chodzący trup.
*
Dochodziła północ, gdy po fantastycznym koncercie, razem z resztą chłopaków, wchodził do clubu Ministry Of Sound na Elephant&Castle. Nie był za bardzo w nastroju do zabaw, ale uznał, że nie będzie się przejmował czymś, co już go nie obejmowało i zajmie się własnym życiem.
Ochrona wprowadziła ich do oszklonej loży, gdzie znajdowały się dwie potężne sofy. Tak, mieli lożę razem z całym Lawson. Do końca miał nadziej, że rudowłosej tam nie będzie. I nie było. 
Zasiadł między Tom’em, a Sivą, po czym zamówił sobie Coronę. 
Impreza szła nieźle. Aż do godziny pierwszej, gdy dostał sms’a.
‘Wybacz Nath, ale ta cała szopka nie ma sensu. Chciałam pomóc, ale to dla mnie za dużo. Nie chcę tak dalej. Wybacz, Alex’.
Dopiero co poprawiony humor, znów szlak trafił. Załamał się do tego stopnia, że nawet nie zamierzał dzwonić czy odpisywać. Odłożył telefon na stolik i skupił się na swoim piwie. 
Nie zauważył kiedy, Ryan zasiadł koło niego, popychając nieco jego ramię.
- Co tam stary? Czemu tak cicho siedzisz? – zapytał blondyn, chcąc go jakoś rozchmurzyć.
- A nie wiem. To chyba zmęczenie.
- Daj spokój! Dziś nikt nie jest zmęczony! Mamy tak cudowną noc!
- Tak, tak ... Przy okazji, gratuluję. W końcu masz dziewczynę!
- Co? – blondyn skrzywił się nieco, dziwnie na niego spoglądając.
- Dziewczynę, Madi. Nie wiedziałem, że jesteście razem, gratuluję!
- O czym Ty mówisz? Ja i Madi?! – basista zaczął pokładać się ze śmiechu, przy okazji wylewając na siebie trochę piwa – Owszem, Madi jest niezła. Marzy mi się taka dziewczyna. Ale, stary, ten rudzielec to moja kuzynka! Daleka, ale kuzynka!
- Czyli wy ... nic?
- Kąpaliśmy się razem, raz, miałem wtedy dwa lata. Oprócz tego, nic! To moja rodzina!
- Cholera, wyszedłem na debila, znów. Byłem dla niej trochę niemiły dzisiaj ...
- Będziesz miał okazję ją przeprosić, obiecała, że dołączy do nas. Pojechała tylko się przebrać.
- A więc obym miał okazję ... – odparł, zatapiając swoje usta w kolejnym piwie – Nie wiesz czy ona ... ten ... spotyka się z kimś?
- Madi? Nie. Z tego co  z niej wycisnąłem, wiem, że po Tobie nie chciała się z nikim spotykać. Znalazła pracę i się na niej skupiła. Tyle.
- Dzięki. I tak wiesz dużo więcej niż ja – zaśmiał się, uderzając swoją butelką o szkło blondyna – Na zdrowie!
Zabawa trwała w najlepsze. Wszyscy zaczynali odczuwać alkohol w swoim ciele, co przekładało się powoli na zachowanie. Gdy Tom zaczął opowiadać sprośne dowcipy, postanowił spasować i udać się do łazienki.
Załatwił co musiał i wyszedł na parkiet, chcąc przedrzeć się przez niego na schody, prowadzące ku loży. 
Ruszył, jednak po chwili, zatrzymał się, tonąc oczami w osobie, która właśnie weszła do clubu.
W drzwiach stała rudowłosa. Światła stroboskopów i laserów migotały na jej ciele, odzianym w czarną, satynową sukienkę z gorsetową górą. Ów mała czarna sięgała połowy jej ud i idealnie podkreślała wszystkie krągłości. Czerwone szpilki były w parze z kopertową torebką i koralami na jej szyi. Fale włosów były pokręcone w duże flaszki i szeroko rozsypane na jej nagich ramionach. 
Wyglądała tak, jak lubił. Kobieco, zjawiskowo, ale zarazem skromnie i bez przesady.
Rozglądała się chwilę dookoła, tak jakby szukała, gdzie jest ich loża. 
‘Mam dobre serce, więc pomogę’.
Ruszył w jej stronę, ani na sekundę nie odrywając od niej wzroku. W końcu zauważyła, że zmierza ku niej, na co uśmiechnęła się delikatnie, podchodząc dwa kroki do niego.
- Chodź! – krzyknął jej do ucha, wiedząc, że i tak nie wiele usłyszy w tak głośnym miejscu, po czym chwycił jej dłoń i poprawadzil ją za sobą na wygłoszoną palarnie, gdzie można było porozmawiać.
- Gdzie są wszyscy? – zapytała, gdy już tam dotarli.
- Na górze, pijani.
- Strasznie szybko, ale cóż. Normalka. A Ty jak się trzymasz? – kontynuowała, opierając się o bok stolika.
- Narazie trzeźwy, ale jeszcze cała noc przede mną.
- No ba!
- Słuchaj, chciałem Cię przeprosić. Byłem dziś trochę niemiły. Wiem, nie miałem prawa się złościć. Przyznam, myślałem, że spotykasz się z Ryan’em i zrobiłem się trochę zazdrosny ...
- Ryan to mój kuzyn.
- Teraz to wiem, wtedy nie wiedziałem. Przepraszam.
- Okay, wybaczam – zaśmiała się, poprawiając lok, który opadł na jej powiekę – A jak Ci się układa z tą ... jak ona miała ... Alex, tak?
- Nie układa, zostawiła mnie. Z resztą, nie ważne.
- Przykro mi, tworzyliście naprawdę słodką parę.
- Może. Nie mówmy o tym, dzisiaj się bawimy! A tak na marginesie, ślicznie wyglądasz! Jak zawsze! – odparł, przepuszczając ją pierwsza w drzwiach, gdy byli w drodze do loży.
- Ha, dziękuje!
Wprowadził ją do ich loży, gdzie wszyscy już dawno byli nieźle wstawieni. Cały chórek wykrzyknął jej imię na przywitanie, a pijany Ryan podbiegł do niej, przerzucił ją sobie przez ramie i zaczął biegać z nią dookoła, jak to mówił, karząc ją za tak potężne spóźnienie.
Gdy skończył się kręcić, wciąż ją trzymając, chwycił jedno piwo podając jej, po chwili popijając swoje.
- Ryan, postaw mnie! W głowie mi się kreci! – krzyknęła, po czym zaczęła ciągnąć jego włosy.
- A co ja z tego będę miał?
- Daruję Ci życie!
- Mało! Będziesz tam siedzieć dopóki nie wymyślisz czegoś lepszego!
*
Noc była długa, głośna i szalona. Wszyscy doprowadzili się do takiego stanu, że zamiast wracać do domów, po zamknięciu, chcieli przenieść imprezę na ulice. Jednak ochroniarze obu zespołów wybili im to z głów, obawiając się o zdjęcia, które mogłyby  ukazać się następnego dnia w prasie. 
‘Ale będę miał kaca .. ‘
- Jesteśmy ... – wykrztusił z siebie, gdy odprowadził rudowłosą pod drzwi jej mieszkania – Mam nadzieję, że się dobrze bawiłaś.
- Owszem! Było świetnie!
- To się cieszę i ... ten ... tego ... Będę uciekał. Trzymaj się.
- Czekaj – zatrzymała go, chwytając za łokieć – Nie mam sumienia puszczać Cię w takim stanie samego. Chodź, kimniesz się u mnie. 
- Nie trzeba, jakoś dojadę do domu. Nie martw się.
- Nalegam, będę spokojniejsza!
- Hmm ... No dobrze.
- Odstąpię Ci łóżko, żebyś się wyspał jak człowiek – dodała, gdy przepuściła go przez próg.
- O nie! Ja śpię na sofie! I tak się rozkłada – zaprotestował, po czym wskoczył na kanapę by uświadomić ją, że decyzja już zapadła.
- Okay, jak wolisz. To ja idę do łóżka, a Ty czuj się jak u siebie. Gdybyś czegoś potrzebował, pewnie pamiętasz gdzie jest.
- Pamiętam, dziękuję.
- To dobranoc – musnęła jego rozgrzany policzek, po czym ze szpilkami w dłoni, zniknęła za drzwiami swojej sypialni.

*******

Jest i numer trzynasty w piątek trzynastego! Jaki dziwny zbieg okoliczności!
Rozdział dedykuję moje muzie, Aleeex, bo gdyby nie ona, już od dawna bym nie pisała :)
Stara, kocham Cię! [ www.still-believe-in-dreams.blogspot.co.uk ]
Tymczasem, #nicely! xx

chapter 12.

Zaufanie jest jedną z tych rzeczy nad którą się tak ciężko i długo pracuje. Gdy już się uda, potrafi ona niesamowicie ułatwić ludzkie życie. 
A co się dzieje, gdy zostanie ona naruszona, a wręcz zniszczona doszczętnie? Cóż, najczęściej odbudowanie takiego zaufania udaje się jednemu na tysiąc i jest trudniejsze niż za pierwszym razem. 
Czy warto się poddawać? Ta odpowiedź opiera się na tym jak bardzo nam zależy. Jeśli naprawdę bardzo, nie warto się poddawać, tylko walczyć do samego końca. 
To właśnie prowadziło go biegiem po schodach aż na trzecie piętro. Dopiero co wrócił ze Stanów po nagraniu teledysku ‘Warzone’. W swoim mieszkaniu był dosłownie na dziesięć sekund, odkładając swoją torbę, a zaraz potem wskoczył w taksówkę i udał się do rudowłosej. Przy wejściu do budynku stał jej samochód, co obudziło w nim nutkę nadziei, że będzie miał okazje w końcu z nią porozmawiać twarzą w twarz, gdyż na telefony i tak nie odpowiadała. Dzień po rozstaniu musiał wyjechać, więc to miała być pierwsza rozmowa po tym wszystkim. 
Cały zdyszany zatrzymał się pod jej drzwiami, łykając kilka większych dawek powietrza. Zapukał, po czym wyprostował się, poprawiając grzywkę. 
Chwilę po, na progu stanęła przed nim dziewczyna, której w życiu nie widział na oczy, jednak rysami twarzy wydawała mu się nieco znajoma. 
- Hey, zastałem Madi? – zapytał, cofając się lekko. 
- Nie. I nie sadzę, że chce z Tobą rozmawiać. 
- Ale ja muszę z nią pogadać! A poza tym, kim Ty jesteś?! 
- Fiona, siostra Madeleine. Coś jeszcze? Jeśli nie, to żegnam – zaczęła zamykać drzwi, lecz zatrzymał ją, pociągając za klamkę. 
- Nie kłam, ona tu jest! Jej samochód stoi przed domem! 
- I co z tego? Samochód tak, jej nie ma. I radzę Ci, jeśli naprawdę tak ją kochasz, daj jej spokój. 
- Nie dam! Wpuść mnie, muszę z nią porozmawiać! Jeśli nie, będę zmuszony wejść siłą! 
- Chyba sobie żartujesz. Posłuchaj, gdybyś ją znał tak jak ja, wiedziałbyś gdzie jest. Jednak miała rację nie ufając Ci do końca. To co jej zrobiłeś było obrzydliwe, ale i tak nie wierzę, że czegoś Cię to nauczy. Więc daruj sobie, rób karierę, a o niej po prostu zapomnij – skończyła, po czym zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, zanim zdąrzył coś powiedzieć. 
Odszedł dwa kroki, po czym wyżył swoją złość na ścianie, traktując ją swoją rozwścieczoną pięścią. 
Chwycił telefon w dłoń i obdzwonił wszystkich chłopaków by jak najszybciej przyjechali do niego, gdyż jak nigdy, potrzebował ich pomocy. 

Gdy zajechał pod dom, pozostała czwórka już czekała przy jego klatce schodowej. Wprowadził ich do środka, pozwolił usiąść, gdzie chcieli, po czym każdemu wręczył po puszce piwa. 
Otworzył swojego Becks’a, oparł się o bok kanapy, popijając na szybko trzy duże łyki. 
- To o co chodzi? – zapytał Max, rozsiadając się wygodnie na sofie. 
- Musze znaleźć Madi ... Jej mieszkanie otworzyła mi jej siostra, twierdząc, że Madi nie ma, i że gdybym ją tak naprawdę znał to bym wiedział gdzie jest– odparł, przejeżdżając dłonią po swojej twarzy – Nie wiem, gdzie może być. I tu potrzebuje waszej pomocy. Znacie ją równie długo. Może, któryś z was wie coś co wprowadzi mnie na jakiś trop. 
- Hmm ... Pomyślmy ... – Jay ułożył stopy na lawie, z zamyśleniem drapiąc się po głowie. 
- Z rodziny ma tylko siostrę, tak? – odezwał się Tom, wstając z miejsca i z piwem w ręce, przechadzając się po salonie. 
- Tak, tylko. 
- Przyjaciele, znajomi? Ma kogoś do kogo mogła pojechać? 
- Ma jakiś przyjaciół, ale nie znam ich. Poza tym, oni mieszkają w Anglii, więc pojechałaby samochodem, a on stoi pod jej domem. 
- Racja ... A może jest za granicą? – na to zapytanie ze strony Parker’a, odpowiedział tylko smutną miną. 
- Mam nadzieję, że nie. 
- Chyba nie zaszedłeś jej za skórę, aż do tego stopnia, żeby uciekała przed Tobą za granice. Chociaż przyznam, to co zrobiłeś dało nieźle w dupę nie tylko jej, ale i nam wszystkim. Ale okay, rozumiem, alkohol i tak dalej. Jednak ... stary ... Gdybym był nią to też bym z Tobą nie rozmawiał – dodał Tom, wracając na swoje miejsce – Sorry Młody, ale zasłużyłeś sobie na to. 
- Wiem! Jednak należą mi się chociaż trzy minuty na wyjaśnienia. Nie można tak po prostu sobie zniknąć, nie dając nawet szansy na jakąś obronę! 
- W tym przypadku można ... Dałeś ciała, tyle – odparł George, odstawiając piwo – Okay, nie jesteśmy tu by prawić Ci kazania, bo i tak już wszystko Ci na ten temat powiedzieliśmy. Mamy pomóc Ci ją znaleźć, więc skupmy się na faktach. Nie ma jej w domu, nie ma jej u nikogo ze znajomych, bo samochód jest pod mieszkaniem. Za granicę raczej by nie pojechała ... Cholera, nie wiem. Mogła schować się w jakimś hotelu, ale to też, zabrałaby samochód. 
- Właśnie ... 
- Przykro mi, ale chyba nie będziemy w stanie Ci pomóc. Jedyne co możesz zrobić, ostrzegam, jest to chore, ale jest jakimś wyjściem. Możesz śledzić jej siostrę, może będzie jechać się z nią spotkać... Sorry, to głupi pomysł. Za dużo Monk’a ... – cofnął się łysawy, zatapiając usta w złotym napoju. 
- Masz racje! Będę śledzić Fionę, aż ją znajdę! – Sykes aż podskoczył, chwytając za telefon, wybierając numer ich kierowcy. 
- Tobie już totalnie się pod kopułą poprzesuwało ... To tylko dziewczyna, daruj sobie! I tak nigdy nie miałeś dla niej za dużo czasu, na dodatek zrobiłeś co zrobiłeś. Naprawdę uważasz, że jesteś tym, na którego zasługuje? – zapytał Jay, swoim wywodem sprowadzając go nieco na ziemię – Popadasz w paranoje. Będziesz śledził jej siostrę. I co Ci to da? Po tym co zrobiłeś, swoją obecnością zranisz ją jeszcze bardziej. Odpuść sobie. 
- Owszem, Madi zasługuje na więcej. Nie jestem dla niej najlepszą opcją, na jaką ją stać. Ale kocham ją i zrobię wszystko co mogę by ją uszczęśliwić, a już na pewno nie dam jej tak po prostu odejść! 

Dochodziła godzina trzecia po południu, tego samego dnia. Zrobił tak jak powiedział. Wraz z jednym z kierowców siedział w samochodzie pod jej domem od kilku godzin. Sam nie wierzył, że coś to da, ale nie miał innego wyjścia, na telefony nie odpowiadała, aż koło drugiej w ogóle zaczęła zgłaszać się sekretarka. 
‘Co ja wyprawiam ... Robię z siebie debila ...”. 
Skarcił się w myślach i już był gotów wracać do domu, gdy w drzwiach jej klatki schodowej stanęła Fiona. Rozglądnęła się dookoła, po czym otworzyła samochód siostry i wsiadła do niego, po chwili odjeżdżając z piskiem. 
Wraz z kierowcą ruszyli za nią, a on siedział z tyłu w kapturze i okularach by czasem nie poznała go przy spoglądaniu w lusterko. Śledzili ją po londyńskiej obwodnicy dobre dziesięć minut, aż zjechali w stronę północnej części stolicy. To, gdzie w końcu skręciła starsza siostra rudowłosej, wywołało w nim gęsią skórkę. Srebrne BMW niebieskookiej zaparkowało na placu przed szpitalem. Fiona wysiadła i pobiegła w stronę głównych drzwi. 
- Idziesz za nią? – zapytał kierowca, nie wiedząc czy ma gasik silnik czy tez nie. 
- Nie, poczekam tutaj. Chyba, że nie będzie jej bardzo długo, to pójdę za nią – odparł, opierając się o siedzenie, wciąż nie odrywając wzroku od rozsuwanych drzwi. 
Siedział tak niecałe pięć minut, tupiąc nogami w podłogę, gdy w końcu blondwłosa starsza siostra wyłoniła się z zielonego holu, ramieniem obejmując drobną i niesamowicie bladą Madeleine. Prowadziła ją w stronę samochodu, pomagając stawiać kroki. Wyglądała naprawdę źle, i to do tego stopnia, że aż zaszkliły mu się oczy. Miał ochotę wyskoczyć z ich sedana, pobiec do niej, przytulić ją i jakoś się nią zająć, ale wiedział, że wredna Fiona mu na to nie pozwoli. 
W końcu obie wsiadły i odjechały, a oni wciąż za nimi. Nie wiedział co zrobić, nie miał pojęcia co jej powiedzieć. To w jakim była stanie załamało go tak, że zupełnie brakło mu słów. 
Gdy znaleźli się znów pod jej apartamentem w centrum, one obie zniknęły za drzwiami, a on siedział tępo wbity wzrokiem w zagłówek, nie mając pojęcia co miał teraz zrobić. To jak było mu wstyd i przykro, nie był w stanie ująć słowami. 
- Patrz, ta jej siostra właśnie gdzieś jedzie – wyrwał go głos jego kierowcy na co zerwał się jak oparzony – Wyszła sama i pojechała. 
- Zostań tu jak możesz. Idę tam. 
- Nie wpuści Cię. 
- Mam klucze – odparł po czym wyskoczył na chodnik, pędem udając się na trzecie piętro. 
Stanął pod jej drzwiami i szybko zapukał, czekając aż odpowie. Ale nic z tego, nie odezwała się ani słowem. 
Wygrzebał w kieszeni jej zapasowy klucz, po czym cicho przekręcił go w zamku, wchodząc do środka. 
Jej mieszkanie wyglądało tak jak zwykle, czysto i schludnie, ale po niej nie było śladu. 
Praktycznie na palcach, wszedł do jej sypialni, zastając ją skulona niczym kulka, leżącą na lewej stronie łóżka. 
Podszedł, kucając przy niej, a na widok jej zmęczonej twarzy ledwo powstrzymał się od łez. W ogóle nie zareagowała, gdy zaczął gładzic ją po włosach, wciąż leżała z zamkniętymi oczami, chwilami tylko wzdrygając lekko. 
- Przepraszam ... – wyszeptał, wciąż się w nią wpatrując. Na jego słowa otworzyła powieki, darząc go spojrzeniem pełnym nienawiści. 
- Wyjdź ... – odparła, odsuwając się. 
- Błagam, daj mi wytłumaczyć. Tylko o to proszę. 
- Powiedziałam coś, wyjdź. Zostaw klucze w kuchni i po prostu wyjdź. 
- Nie! Chociaż mi powiedz co Ci jest, co robiłaś w szpitalu? 
- Nie Twoja sprawa. Wynoś się! 
- Powiedz mi. Coś ci jest, tak? 
- Nie, nic mi nie jest. Oddawałam krew i źle się czuję. A teraz, skoro już wiesz, zejdź mi z oczu – skrzywiła się, po czym odwróciła plecami do niego – Błagam Cię, zniknij, bo dłużej tego nie zniosę. 
- Pozwól mi wytłumaczyć. 
- Co? Jak zamierzasz usprawiedliwić to co zrobiłeś? Byłeś tak pijany, że wydawało Ci się, że to ja czy może wpadłeś w nią przypadkiem? Daruj sobie ... 
- Ja nic nie pamiętam z tamtej nocy ... Dosłownie jakieś urywki i nie mam pojęcia jak do tego doszło. Cokolwiek to było, nie miało dla mnie żadnego znaczenia! 
- Najobrzydliwsze było to, że po powrocie do domu, dobierałeś się jeszcze do mnie. Aż mi niedobrze na samą myśl ... 
- Kochanie, przepraszam. Sam nie wiem jak to się stało. Nienawidzę się za to. Wiem tylko, że Cie kocham bardziej niż jesteś w stanie to sobie wyobrazić i zrobię wszystko, żebyś mi wybaczyła. 
- Wszystko? 
- Tak, co kolwiek chcesz. 
- Okay – podniosła się, odwracając ku niemu. Nachyliła się, lekko muskając jego czoło, po czym dodała z uśmiechem – To wyjdź, i nigdy więcej nie wracaj – skończyła i położyła się tam, gdzie wcześniej. 
- To był cios poniżej pasa ... 
- Wybacz Panie Gwiazda, to w Twojej pracy bardzo ciężko pracujące miejsce ... 
- Przestań! Ile mam jeszcze znosić tą nienawiść ze strony wszystkich dookoła? Wiem co zrobiłem, mimo iż tego nie pamiętam. Przyznaję się i robię co mogę, żeby jakoś to odkręcić. 
- Słucham?! Jak to można odkręcić? Cofniesz czas? Nie sądzę ... 
- Po prostu chcę żebyś mi wybaczyła i dała ostatnią szansę. Nigdy więcej się nie napiję, będę się trzymał z daleka od imprez i tak dalej. Zrobię co chcesz! 
- Nie mogę już na Ciebie patrzeć, a tego nie zmienisz. Idź już. Jestem zmęczona, chcę odpocząć, ale na pewno nie przy Tobie, bo aż mną telepie jak tu siedzisz. 
- Pójdę tylko powiedz mi jeszcze jedną rzecz – dodał, po wyprostowaniu się. 
- Co? 
- Powiedz mi, tylko szczerze, czy wciąż mnie kochasz? Tylko tyle. 
- Nienawidzę tego, ale tak, kocham. Mam nadzieje, że przejdzie mi to jak najszybciej. A teraz idź i daj mi już spokój. 
- Skoro kochasz, to możesz się mnie spodziewać jeszcze nie raz. Nie poddam się! – odparł, po czym wyszedł, zostawiając ją by odpoczęła, bo mimo wszystko, widział jak bardzo ów odpoczynku potrzebowała.


*******

Kolejny już jest. Według mnie, najgorszy i najnudniejszy jak do tej pory. Przepraszam. 
Z dedykacją, oczywiście, dla mojej najukochańszej Aleeex :) 
Dla mojej bratniej duszyczki, kocham Cię i dziękuję, że jesteś :) 
#nicely! xx

chapter 11.

6 miesięcy później. 
Walka o coś czego się pragnie zawsze jest walką wygraną, nie ważne czy była ona udana czy tez nie. A dlaczego? A dlatego, że samo podjęcie decyzji do walki jest już zwycięstwem, bez znaczenia jak się ona potoczyła. 
Najgorsze co można zrobić to poddać się na dzień dobry, twierdząc, że przecież i tak nie miało się szans. Istnieje na ziemi mnóstwo żywych dowodów tego, że nie ma rzeczy niemożliwych, a już napewno nie jeśli się w ogóle nie próbowało. 
On zaliczał siebie do tego ów żyjącego przykładu. 
Owszem, to jak przerażała go walka o ukochaną nie potrafiłby nigdy w pełni opisać, a radości z tego, że się jej jednak podjął nawet nie próbowałby opisywać. 
Mimo tego wszystkiego, zaczynał drażnić go fakt, że wciąż się ukrywają, oprócz najbliższych jeszcze nikt o niej nie wiedział. Bał się wypowiedzieć światu, ogłosić, że odnalazł swoją wybrankę. Nie chciał by tysiące zakochanych w nim fanek nagle uznało, że nie chcą patrzeć na jego szczęście, a przy ich odejściu ucierpiałby cały zespół. 
Wiedział, że doskonale to rozumiała i pomagała mu jak tylko mogla. Tak długo im się to udawało, więc czemu miałoby się wciąż nie udawać? 
Jego i jej apartamenty ukryte w centrum stolicy Wielkiej Brytanii były miejscami, gdzie mogli się spotykać bez obaw. Jednak spacerki po parkach czy głupie, wspólne wyjścia do McDonald’a, jak to robią zwykłe pary, w ich przypadku nie wchodziło w grę. 
Przykro mu było, gdy wraz z całym zespołem gdzieś wychodzili, a ona zostawała w domu by nie pokazywać się publicznie w miejscach pełnych fotografów. 
- Mogę nie iść! Zostanę z Toba! – nalegał, gdy upierała się by zabawił się z chłopakami. 
- Przestań, Nathan. Idź. Ostatnio dużo pracujecie, należy się wam trochę rozrywki. Poza tym, ja i tak się nie najlepiej czuje – odparła, podając mu jego ulubiony kubek, pełen gorącej herbaty. 
- Co to za rozrywka jeśli Ciebie ze mną nie będzie ... 
- Umówmy się tak. Pójdziesz, będziesz się świetnie bawił. Ja się prześpię, obudzisz mnie jak wrócisz i dopijemy resztę tej zgrzewki piwa, którą tak przede mną chowasz za sofą – zaśmiała się, siadając obok niego. 
- Ehh ... Znalazłaś. Przepraszam, nie chciałem, żebyś doszła do wniosku, że jestem alkoholikiem. 
- Kotku, Ty odpływasz po pięciu piwach, więc żaden z Ciebie alkoholik. A teraz zacznij się zbierać, bo znów będą na Ciebie czekać. 
- Na pewno? Naprawdę mogę im odmówić i zo ... 
- Przestań już! Idź! 
- Okay, okay ... Kocham Cię – musnął jej wargi i z kubkiem w dłoni, zniknął za drzwiami łazienki. 

To co alkohol potrafi zrobić z człowiekiem wie każdy, a ludzie wciąż wlewają go w siebie, nie zauważając momentu, w którym zaczynają tracić nad sobą kontrolę. 
Doprowadzają się do stanu totalnej euforii, tracąc świadomość tego co robią. 
Owszem, picie piciem, ważne by znać swoją własną granice. 
On swojej nie znał. Był w klubie, na parkiecie, tańcząc do muzyki, która aż sama poruszała jego mięśnie. 
W dłoni trzymał swojego drinka, popijając go mimo iż był tak pijany, że praktycznie nie pamiętał swojego imienia. Ledwo trzymał się na nogach, oczami widział potrójnie, przez co nie mógł znaleźć w tłumie reszty swoich kolegów. 
W pewnym momencie film urwał mu się zupełnie. 
Gdy zaczął znów łapać kontakt ze światem, był w łazience. Opłukiwał twarz zimną wodą, wciąż się uśmiechając. 
- Tu się schowałeś – usłyszał za sobą kobiecy głos, na który momentalnie się odwrócił. 
Dość wysoka, szczupła szatynka podeszła do niego, uwodzącym ruchem włożyła mu do kieszeni zawinięty kawałek papieru, po czym bez żadnych zahamowań zaczęła go całować, przyciskając do kafelkowej ściany. 
Nie walczył, wręcz przeciwnie. Oddawał pocałunki, błądząc dłońmi po jej ciele. Uchwycił ją w kolanach, unosząc do góry, układając na swoich biodrach i przenosząc się z nią do kabiny, zatrzaskując za nimi drzwi. Tam testosteron sprawił, że z każdą sekundą jego umysł zamieniał się w istną pustkę, ostatnie co zdąrzył zobaczyć przed kolejnym urwaniem filmu były jej duże usta mocno umalowane czerwoną szminką, plus w uszach obił mu się dźwięk jego spodni zsuwających się na ziemie, z tym charakterystycznym brzękiem metalowego paska, odbijającego się od kafelkowej podłogi. 

Była trzecia nad ranem, gdy wtoczył się po schodach na klatce pod drzwi swojego mieszkania. Nie miał pojęcia jak tam trafił, ale mało go to obchodziło. 
Zaczął próbować trafić kluczem w zamek, niestety, w jego stanie było to niemożliwe. 
Narobił przy tym tyle hałasu, że chwile później drzwi otworzyła mu zaspana rudowłosa, patrząc na niego z politowaniem. Spodziewała się, że wróci pijany, więc nie odpalała światła by nie drażnić jego oczu. 
- Chodź – złapała go w pasie, i zaczęła prowadzić w stronę sypialni. 
Ułożyła go na łóżku i zaczęła ściągać z niego buty, kurtkę i spodnie. Gdy to zrobiła, przykryła go i oddaliła się do kuchni. Nalała dużą szklankę wody i zaniosła mu wraz z dwoma aspirynami. 
- Nie śpij jeszcze. Masz, wypij to – poruszyła go, chcąc zmusić do zażycia leków. 
- Ale ... Ten ... No ... Co to jest? – bełkotał pod nosem, w ogóle nie otwierając swoich zmęczonych powiek. 
- Wypij, a nie będziesz zdychał rano. 
- Skoro tak twierdzisz ... – wziął od niej tabletki i popił, dopijając wszystko duszkiem do końca. 
- Super. A teraz śpij – musnęła jego czoło, po czym ułożyła się obok. 
- Nie chce spać ... Ha ... Chodź tu do mnie – zaczął się do niej tulić, całując jej odsłonięty kark. 
- Kotku, wybacz. Wali od Ciebie rynsztokiem i nie ma opcji, że będę się bawić z pół trupem. Śpij – odsunęła się, odwracając twarzą w odwrotną stronę. Kilka minut później, oboje już głęboko spali. 

Budzik zaczął wyć, obwieszczając, że doszła godzina dziewiąta rano. Dłoń niebieskookiej powędrowała w stronę telefonu, wyłączając alarm na tyle szybko, by nie zbudził on jej partnera. 
Z wciąż przymkniętymi powiekami, wyszła z sypialni, w łazience wzięła szybki prysznic po czym zrobiła sobie kawy, uruchomiła telewizor i usiadła przed komputerem. 
Chciała wyjść wieczorem do kina, więc sprawdziła o której leci seans wybranego przez nią filmu. Jako ostatnie przed odłożeniem laptopa, weszła na stronę BBC by upewnić się, że pogoda jej dziś nie zawiedzie. Kątem oka zauważyła zdjęcie Max’a i krótki artykuł o tym jak się chłopaki wczoraj bawili. 
Otworzyła ową stronę i zaczęła się śmiać sama do siebie, widząc jak głupie miny strzelali w stronę fotografów. Jednak jedno zdjęcie szczególnie przykłuło jej uwagę. Na pierwszym planie, owszem, był Jay i Max tańczący kankan’a, lecz w tle zauważyła szatyna, ustami przyklejonego do jakiejś dziewczyny. Mina na jego twarzy nad wyraz ukazywała jego rozkosz i zadowolenie, a dłonie wybitnie upodobały sobie pośladki ów dziewczyny. 
Czuła jak zaczyna w niej wrzeć. Zatrzasnęła pokrywę komputera, odkładając go na stolik, zaraz obok kubka kawy. Wstała i poniosła swoje kroki do sypialni. 
Cały pokój wciąż ogarniała ciemność, więc bez zastanowienia odsłoniła zasłony, a dzienne światło ukazały jej ciało młodego Sykes’a, który zaczął się przebudzać. 
Podeszła bliżej, nie mogąc uwierzyć, że wcześniej nie zauważyła czerwonych śladów szminki, którymi okryta była jego szyja, usta i część koszulki. 
- Wstawaj – odparła, popychając jego bark. 
- Co się stało? Daj mi jeszcze pospać ... – jęknął, przekręcając się na druga stronę – Ale mam kaca ... 
- Gówno mnie to obchodzi! Wstawaj! – zdarła z niego pościel, na co spojrzał na nią z pytającą miną – Rusz się! 
- Okay, okay ... Tylko nie krzycz już – powoli niczym żółw, podniósł się, stając naprzeciw niej – Dzień dobry, kochanie – wyciągnął ku niej ręce, jednak jedyne co otrzymał w zamian to jej rękę, policzkującą jego twarz. 
- Co? Wytrzeźwiałeś już? – zapytała, z pełnym sarkazmem w glosie. 
- Za co to?! – krzyknął, łapiąc się za policzek. 
- Jeszcze się pytasz?! – złapała go za koszulkę i zaciągnęła przed lustro w drzwiach jego ogromnej szafy – Wybacz, ja nie noszę czerwonych szminek, ale może zacznę skoro Ci się tak podobają. 
- Ale ... Skąd to się wzięło? 
- Jesteś żałosny. Jeśli nie wiesz, w internecie jest wszystko. To naprawdę była świetna impreza, żałuje, że nie poszłam – syknęła, po czym podeszła do łóżka, wyciągając swój telefon spod poduszki – Żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie mam zamiaru więcej z Tobą rozmawiać. Oszczędź mi telefonów, smsów i tak dalej. Baw się dobrze, panie Gwiazda – dodała, po czym z hukiem zniknęła za drzwiami. 
Stał tam gdzie wcześniej, w pełnym szoku. Nie miał zielonego pojęcia o co chodziło. A to, że właśnie go zostawiła, jeszcze do niego nie doszło. Stał niczym zawieszony, wpatrując się raz w drzwi, raz w swoje odbicie w lustrze. 
‘Ale ... Zaraz! Jak to nie chce rozmawiać?! Przecież ... O cholera!‘. 
Zaczął rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu swoich spodni, chcąc sprawdzić czy to co mu się przypomniało było prawdą. 
Dłońmi przeszukiwał kieszenie, po chwili wyciągając z jednej kawałek papieru. Rozwinął go i aż mu się oczy zaszkliły. 

- Zadzwoń jeszcze kiedyś do mnie, Alex ... Ja pierdolę, co ja znowu narobiłem! – wykrzyczał, rzucając świstkiem na drugi koniec sypialni.


*******

Kolejny wstawiam teraz, gdyż w tygodniu nie będę miała czasu. 

Obiecaną niespodzianką dla moje kochanej Aleeex jest to, że wkręciłam Cię w swoje opowiadanie :) 
Narazie mała wzmianka, ale Twoje imię jeszcze nie raz się pojawi :)