Monday 17 September 2012

chapter 19.


Życie bywa szalone. Każdego dnia potrafi nas zaskoczyć, zaoferować coś nowego, ale i również niespodziewanie coś odebrać.
Wraz z dorastaniem, zmieniamy się i my. Przełamujemy swoje bariery, podejmujemy się trudnych wyzwań, popełniamy błędy i uczymy się na nich.
Decydujemy o zmianach, psychicznych i fizycznych. Zmiana koloru włosów, nowa fryzura, buty, przytycie czy schudniecie. Nie ważne dopóki decyzje podejmujemy sami.
Ona podjęła swoja, spełniała marzenia. Miały one na niej pozytywny efekt, dodając jej pewności siebie jakiej nie odczuwała nigdy wcześniej.
Została sama na cztery tygodnie, które przewróciły jej życie do góry nogami; tak jak chciała. Przekręcona o 180 stopni.
Zmieniła fryzurę, wplatając w rude fale kilka odcieni blondu i brązu. Zmieniła styl, luźniejszy na codzien, jednak bardziej wyrafinowany i stonowany przy wyjściach. Makijaż na delikatniejszy, cieplejszy.
Schudła, od natłoku stresu i treningów, ale na zastanawianie się nad tym nigdy nie miała czasu.
A już na pewno nie teraz, wychodząc z lotniska na obrzeżach Los Angeles. Był czwartek rano, cudowna pogoda jak przystało na Miasto Aniołów.
Ubrana w małą czarna, zarzuciła na oczy parę Ray Ban’ow i zaczęła rozglądać się za taksówką.
Złapała jedna, której kierowca obdarzył ja  dla-ciebie-wszystko  uśmiechem, po czym wrzucił jej torbę do bagażnika, otworzył drzwi i zaraz zajął swoje miejsce.
- A dokąd mam zaszczyt Pannę zawieźć? – zapytał, wciąż ciężko utrzymując swój wzrok z dala od jej dekoltu.
- Tutaj, poproszę – odparła, wręczając mu wizytówkę z adresem toru, gdzie się udawała.
- Tak jest, Panienko – odpowiedział i ruszył, włączając się w szybki ruch na najbliższej autostradzie.

*

- Pol sekundy, Madi! Skup się, dasz rade! – usłyszała w słuchawkach i pokierowała samochód znów na linie startu.
Wzięła kilka głębszych wdechów, wpuszczając w organizm dawkę świeżego powietrza, które momentalnie rozświetliło jej umysł.
Skupiła oczy na światłach, które od czerwonych powoli schodziły ku zielonym, na których widok docisnęła pedał do samej podłogi. Ponad trzysta koni zabrzmiało spod maski, rwąc się do galopu, którego tor dyktowała ona sama.
Szatkowała biegami, stopami, niczym tancerka, skacząc z pedału gazu na sprzęgło, jak najbardziej unikając hamulca.
Niczym strzała wyleciała z ostatniego zakrętu, tuz przy ścianie toru brnąc do mety.
- O tym mowie! Zjeżdżaj do box’u, wystarczy na dziś – oznajmił głos przez radio, a ona zrobiła jak jej kazano.
Zaparkowała samochód w ich namiocie, po czym otworzyła drzwi i z trudnością wysunęła się z pojazdu miedzy rurami od stelażu klatki.
Schyliła głowę i zsunęła kask, w końcu mogąc wypuścić kaskadę rudych włosów, które zarzuciła do tylu.
- I jak się nasza maleństwo spisuje? – zapytał Nick, odbierając od niej kluczyki i nakrycie głowy.
- Calkiem nieźle. Zwiększę potem ciśnienie sprzęgła, za wolno reaguje. Tarcze mogłyby być nieco większe, hamowałaby o niebo lepiej, ale co zrobić skoro przepisy zabraniają większych ... – na jej twarz wkradła się niezadowolona mina, wykręcając jej wargi w zrezygnowaniu.
- Nawet z tymi, świetnie sobie poradziłaś. Nie sadziłem, ze uda się wykręcić nią taki czas, ale po raz kolejny, Panno Daniels, zaskakujesz nasz wszystkich – odpowiedział, wysyłając jej szeroki uśmiech.
Nick Harper stal się jej bratnia dusza, dzieląc z nią ta sama pasje. A przy okazji, zawsze był z nią szczery. Gdy nie dawała rady, mówił jej o tym otwarcie, chcąc by zdołała się poprawić, nauczyć czegoś nowego.
- A teraz proszę iść, udać się na zasłużony odpoczynek. Ja zajmę się tym sprzęgłem – dodał, spoglądając na nią spod swoich długich rzęs tak, ze na chwile zahipnotyzował ją ten szmaragdowy wzrok.
- Tak jest! – zasalutowala, przy odejściu czochrając jego, czarne niczym smoła, włosy.

*

Nadeszła sobota, dzień na który tak długo czekała. Nie tylko dlatego, ze w końcu wyśpi się w hotelu z normalną łazienką, zamiast klitki w przyczepie przy torze, którą na dodatek dzieliła z polową kolegów z team’u; ale głównie dlatego, ze zaraz miała utonąć w ramionach mężczyzny, którego chciała uczynić dumnym, dumnym z niej.
Co do przyczepy, cóż, to były jej początki. Manna się z nieba nie lala, jeszcze nie.
Z głową uniesioną wysoko, weszła do windy, która zabrała ją na siódme piętro hotelu.
By zwalić go z nóg, ubrana była w granatową, nieco upiętą sukienkę bez ramiączek, sięgającą polowy jej ud, jednak chcąc nadać wszystkiemu nieco luzu, na stopach miała niewinne baleriny.
Włosy ułożone wiatrem, spoczywały rozsypane na jej barkach, swobodnie podskakując przy każdym jej kroku.
Zatrzymała się przed drzwiami z numerem 18, podciągając torbę nieco bliżej siebie.
Wzięła głębszy oddech i zapukała, nie mogąc się doczekać jego widoku.
Nie minęło piec sekund, gdy młody Sykes stanął w progu, z coraz szerszym uśmiechem na twarzy.
- Jesteś! – niczym dziecko, podekscytowane na wiadomość o nowej zabawce, rzucił się na nią, wciągając ją i jej bagaż do środka.
Wtulony najmocniej jak mógł, z twarzą utopioną w jej lokach, wciągał w nozdrza ten znajomy zapach, który niczym narkotyk, podnosił temperaturę krwi w jego żyłach, przyspieszając bicie serca.
Odsunął się nieco, zmierzając ja wzrokiem z góry na dol, unosząc przy tym jedną brew z podziwem.
- Moja Madi trochę się zmieniła – wyszeptał, zbliżając ku niej swoja twarz – Podoba mi się – dodał z figlarnym uśmiechem.
Uchwycił jej twarz w obie dłonie, składając małego całusa na miękkich wargach, których smak aż nim wstrząsnął. To był zdecydowanie jego ulubiony smak.
Nastałą cisze przerwał kolejnym pocałunkiem, tym razem tonąc w niej bez opamiętania, językiem wędrując po jej podniebieniu, badając każdy fragment. Jej rozgrzane ciało przysunął mocno do siebie, pozwalając by dłońmi błądziła w jego włosach.  Gdy, celowo, pociągnęła go za zrujnowana już fryzurę, jęknął gdzieś na dnie swojego gardła, odpowiadając przyciśnięciem jej do najbliższej ściany.
- Tęskniłem. I. To. Bardzo. Jak. Cholera. – szeptał w jej usta miedzy kolejnymi pocałunkami, silnymi dłońmi trzymając jej ramiona nad jej głową, dociśnięte do bezowej tapety.
Chcąc złapać trochę powietrza, oparł swoje czole o jej, wpatrując się w nią spod swoich rzęs.
- Kocham Cie. Dziękuje, ze przyleciałaś. Dni bez Ciebie były jak tortura – wykrztusił cicho, łapiąc swój oddech.
- Czego się nie robi dla Tygryska? – odparła, muskając czubek jego nosa – Kocham Cie i nawet nie wiesz jak się ciesze, znów mając Cie obok. Tęskniłam ...
- Hmmm ... To pokaz mi, jak bardzo tęskniłaś – wpuścił na  swoja twarz ten uśmiech, który wywoływał, ze nogi się pod nią uginały.
Powędrował wargami ku jej szyi, muskając każdy fragment skory, aż do dekoltu sukienki, która stanęła mu na przeszkodzie.
- A tego to się na razie pozbędziemy – wyszeptał, po czym sprawnym ruchem zsunął z niej niepotrzebny kawałek materiału.
Na widok bielizny, którą rudowłosa z premedytacją zakupiła na tą okazje, zagryzł dolną wargę, aż przerzucając oczami z niecierpliwością.
Uchwycił ją w kolanach, układając na swoich biodrach, wciąż przyciskając do ściany, błądząc dłońmi po całym jej ciele.

*

Po długim, wyczerpującym dniu, leżała teraz wygodnie na jego wielkim łóżku, dłońmi gładząc szatynowe włosy.
Był po koncercie, zmęczony, jednocześnie pełen energii i ekscytacji. Głową spoczywał na jej brzuchu, wpatrując się w nią jak w obrazek.
Oboje padli na łóżko tak, jak wrócili z ów koncertu, wciąż w pełni ubrani.
- Mam dla nas świetny pomysł na jutro – wyszeptała, nie chcąc rujnować atmosfery, która wisiała teraz w powietrzu.
- Tak? A jaki? – zapytał, podwijając jej koszulkę, składając niewinnego całusa na skórze, która służyła mu teraz niczym najwygodniejsza poduszka.
- Mam dwa bilety na wyścig WRC. Sa angielscy kierowcy i tak się zastanawiałam, czy nie chciałbyś pójść.
- Dobrze wiesz, ze za Toba pójdę choćby na pokaz baletowy – zaśmiał się, po czym przekręcił niczym owa balerina, lądując miedzy jej nogami, teraz podbródkiem opierając się o jej klatkę piersiowa – Ale mam jeden warunek.
- Zamieniam się w słuch – odpowiedziała, unosząc jedna brew z zaciekawieniem.
- Najpierw weźmiesz ze mną prysznic, a potem utulisz mnie do snu? – odparł, na co uśmiechnęła się szeroko.
- To nie będzie spełnianie warunku, lecz czysta przyjemność – wyszeptała z nutka flirtu w glosie.
Momentalnie zrozumiał wysłany mu sygnał, na który podniósł się, klękając nad nią, oparty na swoich stopach, mając jej talie miedzy nogami. Nachylił się, składając kilka delikatnych pocałunków, w miedzy czasie, powoli podwijając jej koszulkę, którą pod koniec zerwał z niej, obserwując jak fale rudych włosów rozsypują się na białym prześcieradle, niczym miedziana farba rzucona na czyste płótno.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą jaka kiedy kol wiek widziałem, Panno Daniels – wyszeptał jej wprost do ucha, zagryzając je przy tym delikatnie, czując pod sobą impuls jej ciała.

*

Stąpał ku jej boku, ściskając małą dłoń, próbując przedrzeć się przez tłum. Na ów wyścig zjechało się ponad kilka tysięcy ludzi, jak się okazało, WRC było bardzo popularnym sportem, oglądanym przez większość Amerykanów.
- Chcesz piwo? – zapytał, zerkając na nią, gdy przechodzili kolo baru.
- A kto zawiezie nas z powrotem do hotelu?
- No tak. Wezmę Ci cole, może być?
- Jasne – odparła, uśmiechając przy tym anielsko.
- To zaczekaj tu – musnął jej wargi i udał się do kolejki.
Wrócił chwile później, wręczając jej puszkę z uwielbiana przez nią, dietetyczna cola.
Znów uchwycił jej dłoń w swoja i skierował w kierunku trybun, gdzie mogli zająć miejsce i bez żadnego problemu obserwować wszystko, co działo się na torze.
Tak jak powiedziała, wśród kierowców było sporo anglików, czyli Ci którym kibicowali, wydzierając się za każdym razem, gdy przejeżdżali kolo ich trybuny.
Komentator utrzymywał wszystkich w świetnych nastrojach, opowiadając kawały, żartując z pojedynczych kierowców, ale również łączył się z widownia, grając w meksykańską fale, która przy tak dużej ilości ludzi, w tak pełnym, gorącym słońcu, naprawdę wyglądała fantastycznie.
- Za dziesięć minut kolejny wyścig, wiec lecę do łazienki. Może zdarzę wrócić na start, chociaż przerażają mnie te kolejki ... – wyrwała, na co spojrzał na nią z uśmiechem.
- Lec, leć. Tylko się nie zgub – zaśmiał się, a ona wystawiła ku niemu język i po chwili zniknęła w tłumie.
Siedział, popijając zimnego Budweiser’a, rozglądając się dookoła. Nie narzekał, ze dal się namówić. Zabawa była świetna, pełna śmiechu, szybkich samochodów i zapachu spalonej gumy. A co najważniejsze, jego Księżniczka w końcu do niego dołączyła, nadając kolorów wszystkiemu dookoła.
- Panie i Panowie, przed nami kolejny wyścig, ale jest on podwójnie fascynujący, gdyż w samochodzie z numerem 8, Monster wystawił bardzo specyficznego kierowce, który startuje u nas po raz pierwszy – usłyszał przez głośniki, rozglądając się za rudowłosą pustacią, nie chcąc by ominął ja start – O, kierowcy właśnie podchodzą do swoich maszyn – kontynuował komentator, a jego wzrok podarzyl ku pasowi startowemu, gdzie w liniach stało sześć samochodów – Jest i ona! Panie i Panowie, najnowszy i zdecydowanie najpiękniejszy nabytek firmy Monster, reprezentująca Wielka Brytanie, Panna Madeleine Daniels! – tłumy wyrwały do góry z głośnymi oklaskami, na widok rudowłosej, która zakładała właśnie kask, następnie wślizgując się za kierownice.

*******

Pisane przy płycie ‘Born To Die’, gdyż zawsze ma na mnie pozytywny wpływ.
Rozdział dedykuje tej, która jak mało kto, bardzo dobrze mnie rozumie :)
Dla jedynej i kochanej Aleeex, za to, ze każda jej wiadomość wywołuje u mnie szeroki uśmiech :)
Po raz kolejny, Panie Boże, chwała Ci za iMessage :D
Słońce, czekam na Ciebie i ja, i cały ten cholerny Londyn ;) Dawaj do nas!
#LatersBaby!