Tuesday 25 September 2012

chapter 21.


Zaufanie to coś na co pracuje się naprawdę długo. Jednak z nim, codzienne życie wśród najbliższych staje się dużo łatwiejsze. Gdy dwoje ludzi zna się na wskroś, nie potrzeba im slow by się miedzy sobą komunikować, wystarczą małe impulsy czy krótkie spojrzenia. Niestety, nie przychodzi to w miesiąc czy dwa.
Codziennie powinniśmy się spodziewać czegoś nowego i zaskakującego, zwłaszcza ze strony kogoś, kogo nie widujemy non stop.
- Jest sobota, zostań ze mną. Zrobię Ci śniadanie – jęczał, gdy obudził go szmer rudowłosej, która zerwała się z samego rana.
- Musze jechać do garażu, moja Mała Mi potrzebuje bym się nią zajęła, tez wymaga czułości – zaśmiała się niebieskooka, przeciągając w ogromnym łożu.
- Mała Mi? Nazwałaś samochód?
- Tak, samochody mają dusze, szanuj je, a one się odwdzięczą.
- To jakieś zabobony. Proszę, odpuść sobie. Niedługo znów wyjeżdżam, a od powrotu nie spędziłaś ani jednego dnia w pełni ze mną ... – zesmutniał, spoglądając na nią niczym błagający kotek – Jutro muszę jechać do studia, wiec będziesz mogla w tym czasie głaskać tą swoją Małą Mi. Błagam, kładź się z powrotem, a ja się mocno przytulę.
- Ale oferta ze śniadaniem jest wciąż aktualna? – uniosła jedną brew, na co przerzucił oczami.
- Dobrze, Panno Daniels. Zrobię Ci śniadanie, bo wiem, ze jak spróbujesz to już nigdy więcej mnie o to nie poprosisz – zaśmiał się, po czym chwycił jej ramie, wciągając ją znów pod puszystą pościel.
Zakrył ich całkowicie, odcinając rażące promienie słoneczne, które drażniły mu oczy. Zawisł nad nią, po czym z figlarskim uśmiechem, zaczął muskać każdy fragment jej twarzy, podpierając się przy tym na jednej ręce, druga gładząc jej włosy, zakładając niesforny kosmyk za jej ucho.
- Moje śniadanie będzie znacznie smaczniejsze – wyszeptał, topiąc w niej wargi.

*

Dochodziła ósma rano, gdy rudowłosa zaparkowała pod garażem w Essex, widząc, ze jedyną osobą przy samochodzie jest Nick, no tak, mieszkał niedaleko, wiec mógł sobie pozwolić na prace od rana do wieczora, dom miał dosłownie za rogiem.
Wysiadła, obejmując ramionami samą siebie, gdy cale ciało przeszył chłód niedzielnego poranka.
- Cześć – odezwała się, podchodząc do bruneta przy maszynie do felg.
- Witam, piękna. Co, zaspałaś wczoraj? Mówiłaś, ze wpadniesz.
- Cos mnie zatrzymało, dlatego dziś jestem wcześniej. Jak się ma mój skarb? – zapytała, przejeżdżając dłonią po masce.
- Ja? Bardzo dobrze, a samochód jeszcze lepiej – odpowiedział, szczerząc przy tym wszystkie zęby – A tak na serio, czeka ją wymiana felg, ale to chwila roboty, i Mała Mi będzie gotowa na wyścig w przyszły weekend.
- Naprawdę? A gdzie tym razem?
- Tu Cie uciesze, Włochy! Dokładnie południowy Rzym.
- Tam z pewnością jest cieplej niż tu. A jak skończysz z felgami będę mogla się przejechać?
- Jasne, tor już jest otwarty. Daj mi dziesięć minut.

*

- To za ile wrócisz? – zapytała, obejmując mocno jego dłoń, nie chcąc wypuszczać go do odprawy.
- Trzy tygodnie ... Niecałe ... Tak, wiem, długo. Ale mam nadzieje, ze dasz rade odwiedzić mnie w któryś weekend? – wyszeptał, zanurzając twarz w jej lokach, wciągając w siebie każdy możliwy jej zapach, chcąc zapamiętać każdy szczegół.
- Postaram się. Oby nie zasypała mnie praca ... Zadzwonisz, prawda? Napiszesz?
- Oczywiście, kotku! Zadzwonię jeszcze przed odlotem!- czul, ze wszyscy dookoła czekają tylko na niego, ale każde rozstanie z nią sprawiało, ze nagle ciało odmawiało mu posłuszeństwa, wciąż pozostawiając go w jej ramionach – Musze iść. Uważaj na siebie i gdyby coś się działo, dzwon! Będziemy w Singapurze za kilkanaście godzin, wiec jeśli nie będziesz spala to zgadamy się na Skypie, okay?
- Dobrze. Ty tez na siebie uważaj i bawcie się dobrze.
- Zamierzamy ... Kocham Cie! – wyszeptał jej do ucha, na co wtuliła się w niego jeszcze mocniej, drżąc nieco.
- Ja Ciebie tez. Uciekaj zanim się popłaczę ...
- To lecę. Buziaki – przed samym odejściem, zatopił w niej wargi, głęboko i na dłuższą chwile.
Z tylu usłyszał wołający głos Max’a na co oderwał się, mrugnął do niej, cmoknął czubek jej nosa i podąrzyl za reszta zespołu i ekipy, którzy czekali na niego od pół godziny.

*

Zbliżał się ważny, bardzo ważny dzień. Nie wiedziała czy jest jedyną, która pamiętała o tej dacie, jednak zamierzała się do niej przygotować, chcąc sprawić by na przyszłość, nie śmiał o niej zapomnieć.
- Tak, czarny gloss ... I ile będzie to kosztowało? ... Super. Kiedy mogliby państwo go dostarczyć? ... Ostrzegam, ze mieszkam na pietrze, a drzwi są dość wąskie ... Oh, to fantastycznie. Dziękuje Panu bardzo ... Tak, zaraz zrobię przelew ... Dobrze, będę na nich czekać ... Dziękuję, do widzenia – rozłączyła się, wpuszczając na wargi ten podstępny uśmiech.
Doskonale wiedziała, ze to najlepszy prezent jaki mogla podarować, a miny jego właściciela wręcz nie mogla się doczekać. Oh, podniecenie sięgnie zenitu!

*

Była sobota, daleko od deszczowego Londynu, albowiem na obrzeżach gorącego Rzymu. Cały team skończył przygotowania przed godziną dziewiątą wieczorem, co oznaczało, ze mogli wspólnie zasiąść przy grill’u, zjeść, napić się i zrelaksować przed kolejnym, trudnym wyścigiem dnia następnego.
- Chwała Panu, ze dali nam hotel! Miałam już dosyć tej przyczepy – zaśmiała się, zajmując swoje miejsce w wygodnym fotelu przy basenie, którego przydymione światła idealnie migotały w tafli wody.
- Oj tam, nie narzekaj. Było śmiesznie – odparł Nick, oczywiście, zajmując miejsce obok niej. Czuła co wisiało w powietrzu i była tego bardziej niż pewna, jednak to wszystko wciąż pozostawało samym uczuciem, zero slow czy rękoczynów, nic.
- Byłoby jeszcze lepiej, gdyby do przyczepy dodawali taki basen ... – wyszeptała, prawie sama do siebie, nie mogąc oprzeć się malej kąpieli ku której dawno nie miała okazji.
Wstała z leżaka, odkładając na nim swój telefon i bluzę, po czym okrążyła basen dookoła, stając po drugiej stronie, gdzie odnalazła głębokie schody prowadzące pod wodę. Ruszyła powoli nimi, z każdą chwilą czując jak ciepła linia wody sięga coraz wyżej jej ciała, muskając jej skore niczym spragniony ukochany. Uczucie rozluźnienia zajęło cały jej organizm, pozwalając by odpłynęła, choć na chwile, sam na sam, tylko ona i woda. Uznała, ze gdyby miała kupić kiedyś dom, pierwszym punktem przy jego wybieraniu byłaby konieczność posiadania własnego basenu.
Zanurzyła się, kierując na samo dno, gdzie krążyła przez chwile, później wracając na powierzchnie w potrzebie łyknięcia powietrza.
Czuła na sobie przeszywający, wręcz pożerający wzrok młodego Harper’a, a jej oczy spotkały się z jego, gdy tylko spojrzała w tamtą stronę. Obserwował ją, każdy jej ruch, każdy fragment jej ciała, każdy gest.
Musiała przyznać, był przystojny. Jednak nie w jej typie, poza tym, była zakochana i to w kimś kto spełniał wszystkie kryteria idealnego mężczyzny, wiec dlaczego miałaby interesować się kimś innym? Nie chciała nikogo innego, miała tego, który sprawiał, ze czuła cały świat u swoich stop, czuła się jak Księżniczka swojego małego królestwa, z nim jako Królem u boku.
Na co tu narzekać? Gdzie szukać czegoś lepszego?
Zignorowała krepujący wzrok i znów, powoli zanurzyła się pod tafle wody, gdzie czuła się o wiele bezpieczniej i swobodniej niż po drugiej stronie.
Pod wodą miała inny świat.

*

Dochodziła północ, gdy wszyscy zaczęli się zbierać do swoich pokoi, chcąc odpocząć nieco przed wyścigiem następnego ranka. Ona zamierzała zrobić to samo, zmęczenie zaczynało dawać się we znaki.
Skierowała się ku windzie, która zawiozła ją na trzecie piętro hotelu.
Weszła do swojego apartamentu, zatrzaskując ciemne drzwi, rzucając kartę na szafce w okolicy.
Pierwsze kroki skierowała ku łazience, gdzie odkręciła wodę w wannie i zawisła nad umywalką, wpatrując się w swoje własne odbicie.
Nie wiedziała co się z nią działo. Zaczęła się wahać. Podczas incydentu w basenie, wzrok Harper’a przypomniał jej o zielonookim i o tym jak go kochała, o tym jaki dla niej był, o tym co dla niej robił i o tym, ze nie wiedząc czemu, kochał właśnie ją. Z milionów potencjalnych partnerek, wybrał sobie właśnie ją. Niby dlaczego? Co miała takiego, czego nie miała żadna inna? Znała samą siebie najlepiej na świecie i nic konkretnego nie przychodziło jej do głowy. Była taka jak wszystkie i niczym nie zasłużyła sobie na to by ktoś taki jak on, robił dla niej to, co robił.
A z drugiej strony, czy naprawdę chciała być tą słynną dziewczyną z nikąd, która skradła serce wielkiej gwiazdy? Czy Pirelli podpisali by z nią kontrakt, gdyby nie to, ze jej nazwisko stało się niewiarygodnie znane, dzięki temu, z którym się spotykała? Miała dosyć fotografów, którzy śledzili ją wszędzie, wymyślali cuda na jej temat i non stop szukali jakiegoś skandalu. Sama była dziennikarką, jednak pisała o modzie i nie potrafiła zrozumieć jak można aż tak włazić komuś z buciorami w życie?
Miała tego po dziurki w nosie. Owszem, Sykes się przyzwyczaił, a wręcz dzięki owym dziennikarzom istniał w jeszcze większym formacie, ale czy ona się prosiła o to samo? Nie.
Chciałaby wyjść z nim na obiad w sąsiednim McDonaldzie i nie musieć znosić tłumów, które kręciły się dookoła, czekając albo na autograf albo na sensacje.
Chciała żyć jak każda inna dziewczyna w jej wieku; studiować, pracować, żyć z mężczyzną, który zapewniłby jej i ich związkowi prywatność, wyjść za mąż, mieć dzieci i kochającą się rodzinę, ale bez znajdywania tego wszystkiego na okładkach tanich tabloidów.
Przy nim to nie było możliwe, on zawsze będzie tym słynnym Panem Sykes, na którego widok nastolatki gubiły bieliznę i choćby zespół się rozpadł, jego metka zostanie przy nim do końca, niczym tatuaż na środku czoła.
Zycie z światową gwiazdą okazało się o wiele trudniejsze niż się spodziewała i z każdym dniem, czuła się coraz słabsza. Presja mediów dociskała ją do ściany, i bala się, ze jeszcze trochę, a wybuchnie,  i albo zrobi coś sobie albo komuś kto będzie wtedy obok, a na sam koniec wyląduje w pokoju bez klamek, na co się ucieszy, bo w końcu będzie sama.
- O nie, Panno Daniels, proszę się pozbierać ... – wyszeptała sama do siebie, zaciskając powieki, spuszczając głowę w dol, układając wszystkie myśli od nowa.
- Madi? – usłyszała za sobą, na co obróciła się szybko, widząc bruneta w progu łazienki, który znów wręcz tonął w niej swoimi oczami.
- Co Ty tu robisz? – zapytała, obejmując ramionami swoje własne ciało, karcąc się, ze znów stała przed nim w samym bikini.
- Chciałem Ci coś powiedzieć ... – odparł, zatrzaskując za sobą drzwi, stawiając dwa kolejne kroki w jej stronę.
- A co takiego? – kontynuowała, udając, ze nic się nie dzieje, i ze umywalka w ogóle nie wbija jej się w plecy z tych ciągłych prób cofnięcia się jak najdalej w tył.
- Cos z czym zbieram się od dłuższego czasu. Wiem, jaka jest Twoja sytuacja, a wiedząc to, powinienem zatrzymać tych kilka slow dla siebie, ale nie potrafię ... nie chce – ciągnął dalej, wciąż zbliżając się w jej kierunku – Wiem, ze Ty i ten cały Sykes to tak na poważnie, i wiem, ze choćbym nie wiem co zrobił, nigdy nie byłbym w stanie zapewnić Ci wszystkiego, na co go stać, ale mógłbym dać Ci coś, czego on nie ma ...
- Nie rozumiem?
- Powiedz, co Ty masz z tego, ze Twój facet to taka gwiazda? Jego nigdy nie ma, co chwile zostawia Cie samą, a Ty nie wiesz co on robi, z kim i gdzie. W ciągu dnia ciężko pracujesz, ale wieczorami zostajesz sama, tylko Ty i puste mieszkanie, dzień w dzień przez tygodnie. Gdybym miał taki skarb jak Ty, nigdy bym nie pozwolił, byś spędzała tak czas. Zasługujesz na to by dać Ci wszystko czego byś nie zechciała, o każdej porze dnia i nocy, kiedy tylko byś zechciała – stanął nad nią, znów wbijając w nią ten swój szmaragdowy wzrok; chwycił jej dłoń, a drugą ułożył na jej policzku, uśmiechając się przy tym z rozczuleniem – Tak, nieumyślnie, ale rozkochałaś mnie w sobie do takiego stopnia, ze wszystko dookoła wydaje się mieć sens, gdy tylko Ty jesteś obok. I mimo, ze moje szanse są marne, nie poddam się. Nie jestem idealny, ale prawdziwy i mogę zapewnić Ci to, czego jako kobieta, naprawdę potrzebujesz – na wypowiedziane przez niego słowa, zesztywniała, czując jak jej nogi robią się miękkie.
Co miała mu na to odpowiedzieć? Z jednej strony, miał racje. Mógłby zapewnić jej towarzystwo w te samotne wieczory, których tak nienawidziła, ale przecież nie mogla tak nagle przesłać wszystkich swoich uczuć na niego.
Może i byłby lepszą opcją, ale to nie jemu była oddana.
- Nick, ja ... Nie wiem jak to powiedzieć ... – zaczęła, spuszczając wzrok na jego koszulkę, która tak idealnie układała się na jego umięśnionej klatce, gdy poczuła jak unosi jej twarz ku sobie i bez pytania, zamyka jej usta swoimi.
Nie reagowała przez chwile, jedynie pozwalała by składał pojedyncze pocałunki, wywołując u niej gęsią skórkę.
W końcu jej podświadomość machnęła ręką, mówiąc jej, ze tego właśnie potrzebowała, męskiej czułości. Z lekkim zawahaniem, oddala pocałunek, jednocześnie czując jak kąciki jej warg unoszą się ku gorze.
Uchwycił ją w kolanach, przyciągając jej ciało ku sobie, sadzając ją na blacie miedzy dwoma umywalkami. Odnalazł wolne miejsce miedzy jej nogami, po czym obie dłonie zatopił w jej lokach, chłonąc wargami każdy fragment jej rozgrzanych ust.

*******

Zmieniłam adres, wygląd. Potrzebowałam malej zmiany.
Pisane przy moim ulubionym podkładzie, jak zwykle, płyta 'Born To Die'.
Dla Aleeex, bo czekanie na nią mnie zabija! Kocham Cie! Dawaj już do mnie!

#LatersBaby.