Wednesday 12 September 2012

chapter 18.


Ludzie to skomplikowane stworzenia. Chcieli by mieć wszystko, jednak nie są na wszystko gotowi. To co łatwo przychodzi, bardzo łatwo stracić.
O własne szczęście trzeba zawalczyć, unieść głowę wysoko i postawić ten pierwszy, malutki choć trudny, krok ku wymarzonemu celowi.
Do tego wniosku dochodziła właśnie brązowo-włosa dziewczyna, siedząc przy swoim stoliku, w głowie przewijając słowa przyjaciółki.
‘ (...) w końcu się ruszysz,  zamiast siedzieć przed telewizorem, zajadajac się popcornem!’.
Nie było jej łatwo. Ostatnimi czasy jej życie toczyło się swoim własnym torem, na który nie miała żadnego wpływu. Nic nie szlo po jej myśli, co załamało ja do tego stopnia, ze zaczęła tylko i wyłącznie wegetować.
A teraz, siedziała popijając swoje Malibu, obserwując jak wszyscy dookoła się swietnie bawią. Czuła się żałośnie.
- Wszystko okay? – usłyszała z swojej prawej strony, gdzie powędrowała wzrokiem.
- Powiedzmy, ze tak – odparła, znów wpatrując się w swoja szklankę.
- Czemu nie tańczysz? – zapytał Conor, wciąż drążąc temat.
- Mogę zapytać Cie o to samo.
- Ja nie mam z kim – odparł, uśmiechając przy tym szeroko.
- To mamy ten sam problem.
- No to wstawaj! – wyrwał do góry niczym strzała, po czym wyciągnął do niej dłoń – Nie karz się prosić. Chodź!
- Niech Ci będzie ... – dodała pod nosem i podarzyla za nim na parkiet.
Gdy znaleźli wolny kawałek podłogi, stanął naprzeciw niej, nieśmiało układając dłonie na jej biodrach. Czuła jak jej policzki zalewają się intensywna purpura, jednak wszechobecna ciemność ratowała jej ego.
Pewniejszym ruchem, zarzuciła ramiona wokół jego karku, przysuwając się o kilka centymetrów bliżej, dzięki czemu intensywny zapach jego perfum mogl teraz swobodnie krążyć w jej nozdrzach, wywołując chwilowe ataki gęsiej skorki.
Uniosła ku niemu wzrok, tonąc w głębokim błękicie jego tęczówek.
Bujali się przez dłuższą chwile w towarzystwie ‘Take Care’ Rihanny i Drake’a. Nieco speszona, brazowo-wlosa zaczęła rozglądać się dookoła w poszukiwaniu przyjaciółki, wciąż czując na sobie przeszywający wzrok Pana Maynard’a.
Onieśmielona szerokim uśmiechem na jego twarzy, niewinnie wykonała ten sam ruch, jednocześnie zauważając iż przysunął się do niej, po raz kolejny.
- Nath i Madi zbierają się do wyjścia, ale mam nadzieje, ze Ty jeszcze zostajesz? – zapytał, tym samym nachylając się bliżej jej policzka.
- Zdecydowanie – odparła, unosząc kąciki ust.
- I taki uśmiech chce widzieć – dodał, po czym przysunął ja do siebie tak, ze twarzą wtulała się w jego klatkę, wsłuchując się w przyspieszone bicie jego serce, które było teraz najlepsza muzyka jaka można znaleźć w męskich ramionach.

*

Dwa tygodnie później.

Chłopaki wciąż pozostawali w Stanach, prowadząc małą trasę koncertowa. Nagrywali nowe piosenki, kręcili teledysk, sesje i wywiady, pracowali jak szaleni. Czego się nie robi dla sukcesu?
Młoda Daniels w tym czasie, siedziała w poczekalni jednej z dużych firm, Pirelli. Od dłuższego czasu pracowała nad ważnym kontraktem nikomu się nie przyznając, twierdząc, ze boi się zapeszyć.
Podczas nieobecności swojego chłopaka wyrobiła licencje kierowcy rajdowego, chcąc mieć jakieś hobby. Poza praca w redakcji, każdą wolna chwile spędzała w samochodzie, trenując. Jedynie Alex wiedziała o wszystkim, jednak tak jak obiecała, zatrzymała to tylko dla siebie.
W poczekalni Pirelli, rudowłosa czekała na dyrektora, który miał oznajmić jej co wyszło z ich negocjacji odnośnie sponsoringu owej firmy. Gdyby się udało, dali by jej samochód, zespół mechaników i potrzebne narzędzia w zamian za reklamę ich marki na nadwoziu pojazdu. Oczywiście, musiała udowodnić im co potrafi, nie jedno krotnie, niestety, nigdy nie komentowali; dziękowali i znikali.
Po długich i całkiem trudnych rozmowach, nadszedł czas by dowiedziała się czy chcą z nią współpracować.
- Panno Daniels, zapraszam do środka – usłyszała z ust wysokiego mężczyzny, ubranego niczym businessman z okładki.
- Tak jest – zerwała się na równe nogi i podarzyla do wskazanego biura, gdzie zaoferowano jej miejsce w skórzanym fotelu.
- Tak wiec, zapadła decyzja w Pani sprawie.
- Słucham uważnie.
- Po długich naradach, obserwacji Pani umiejętności, musimy przyznać, ze praca z Pania byłaby dla nas zaszczytem i jeśli jest Pani wciąż zainteresowana, kontrakt jest już gotów do podpisania – skończył, a ona aż podniosła się z miejsca.
- Naprawdę?
- Jak najbardziej.
- Proszę wskazać, gdzie mam podpisać – odpowiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy, czując jak zaczynają jej się telepać ręce.
Gdy wyszła z budynku, zasiadła za kierownica swojego auta i dopiero tam wybuchła jej radość, wraz z którą zaczęła piszczeć i podskakiwać niczym małe dziecko.
Po ochłonięciu, wyjęła telefon i wybrała numer przyjaciółki.
- Alex? Nie zgadniesz! Mam ten kontrakt! Aaaaa! – zawrzeszczała po raz kolejny, nie mogąc opanować natłoku emocji.
Po skończeniu dłuższej rozmowy, odłożyła komórkę na fotel obok, odpaliła silnik i ruszyła w stronę domu.

*

W przeciągu następnego tygodnia, rudowłosa zaniedbała nieco prace w redakcji, jednak i tak nie miała wiele zleceń, a te zadane oddawała jak najszybciej mogla.
Każdą wolna chwile spędzała w Essex, pracując z mechanikami nad samochodem, który Pirelli przesłało kilka dni po podpisaniu kontraktu.
Leżała pod swoja nowa Fiesta RS WRC, gdy w kieszeni zaczęła dzwonić jej komórka.
Wysunęła się i odebrała:
- Cześć kotku! Co tam? ... A u mnie okay, oglądam telewizje. A co u Ciebie? ... Co nagrywacie? ... Już się nie mogę doczekać, aż usłyszę. Wiesz kiedy wracacie? ... Jak chcesz to mogę wpaść na przyszły weekend ... Nie, lot to pikuś. Tęsknię, a te kilkanaście godzin mnie nie przeraza ... To przylecę. Stanowczo za długo Cie nie ma! ... Ja Ciebie tez kocham Tygrysku. Trzymaj się i pozdrów wszystkich ... Pa pa – rozłączyła się, oddychając głęboko.
Udało jej się go okłamać. Chciała by jej nowe hobby było dla niego niespodzianka, którą zamierzała mu przedstawić, gdy wszystko będzie gotowe.
Wróciła pod auto, dokręcając nowe amortyzatory. Przed oczami wciąż miała młodego Sykes’a i jego możliwe reakcje na to, co chciała mu niedługo powiedzieć. Gdyby ja teraz zobaczył, cala umorusana smarem i olejem, zapewne popłakałby się ze śmiechu, gdyż zawsze uważał ja za osobę wybitnie pedantyczna, a tu nagle takie przeciwieństwo.
- Madi!!! – zawołał Nick, główny mechanik.
- Tak?
- Dzwonili z Pirelli!
- I co?
- Znaleźli Ci kolejnego sponsora! I zapisali na pierwszy wyścig!
Na te słowa znów wyszła spod samochodu, z radością rzucając się w ramiona wszystkich z team’u.
- Kim jest ten nowy sponsor?
- Monster!!!
- A wyścig kiedy?
- W przyszłą niedziele, w Los Angeles! – wykrzyczał, a w tle coś głośno wybuchło, co okazało się być butelka szampana.
Zespół składając się z dziesięciu postawnych chłopaków okrążył ja dookoła, wręczając kubek z różowawym napojem.
- To za sukces! – zawtórowali chórkiem, przechylając plastiki do dna.

*

Był piątek wieczorem, gdy rudowłosa zaparkowała pod domem przyjaciółki, wysiadając z auta, w reku trzymając butelkę wina.
W końcu miała okazje spędzić trochę czasu z koleżanką, tak po prostu, pooglądać parę filmów, poplotkować, najeść się i napić.
Weszła na klatkę, po czym Alex otworzyła jej drzwi do mieszkania.
W telewizorze puściły ‘Friends With Benefits’, rozsiadły się na dywanie przed owa plazma i polały po lampce wytrawnego, czerwonego wina.
- Za to, ze wszystko zaczyna się układać – szatynka wzniosła toast, po czym doczekała się pytanie, na które tak strasznie chciała odpowiedzieć.
- Jak tam z Conorem?
- Nie uwierzysz! Widziałam się z nim wczoraj, zabrał mnie na obiad. Powiedział, ze chce się ze mną widywać jak najczęściej będzie mógł, bo to co jest miedzy nami, bardzo dużo dla niego znaczy i nie chce tego stracić.
- Naprawdę? Wow! A co Ty na to?
- Ze jestem za! W sumie, wiem, ze nie będę się z nim spotykać tak często, prace ma dość specyficzna. Jednak mam przeczucie, ze jeśli odpowiednio to rozegram, powoli i spokojnie, może być z tego coś dużo poważniejszego.
- A kiedy znów się z nim widzisz? – kontynuowała Daniels, nalewając kolejna lampkę wina.
- Nie wiem, jak znajdzie czas to zadzwoni. Poczekam, nie spieszy mi się.
- I mądrze, każdy kwiat potrzebuje czasu by w pełni rozkwitnąć.
- A jak z Nath’em?
- Dobrze, pracuje ciężko. Lece do niego pod koniec przyszłego tygodnia. Miałam lecieć na weekend, ale dzwonili, ze mam wyścig w niedziele, wiec polecę wcześniej, muszę się przygotować, poćwiczyć. Do niego pojadę w sobotę, udam, ze dopiero przyjechałam z lotniska. W niedziele zabiorę go na tor, niby, żeby tylko popatrzeć. Zostawię go mówiąc, ze muszę do toalety, polecę się przebrać, wskoczę w auto, a on usłyszy moje nazwisko przez głośniki. Jak skończę, wytłumaczę mu o co chodziło i mam nadzieje, ze się ucieszy – skończyła na jednym wdechu, po czym zatopiła usta w trunku.
- To jest jakiś plan ... A co jeśli będzie miał coś przeciwko?
- Jak na razie, nie mam planu b. Liczę, ze mnie poprze.
- W sumie, dlaczego miałby Cie nie poprzeć? Wydaje mi się, ze będzie niesamowicie dumny, a jednocześnie zazdrosny, ze on nawet jeszcze prawka nie zrobił – odpowiedziała Alex, na co obie zaśmiały się głośno.
Przez resztę wieczora dużo rozmawiały, nie zwracały zbytnio uwagi na film, który leciał w kolko.
Przy trzeciej butelce wina, zaczęły płakać jak niedopieszczone nastolatki. Jednak były to łzy szczęścia, gdyż gratulowały sobie nawzajem tego, ze pomimo iż cały świat stal im na drodze, jakoś dały rade przebrnąć przez trudne czasy.
Dziękowały sobie, ze jedna jak tak wielkim wsparciem dla drugiej, o każdej porze dnia i nocy, ze zawsze mogą na siebie liczyć, mimo iż poznały się w dość niesmacznych okolicznościach.
- Kocham Cie, stara – wyjęczała Daniels, rzucając się w ramiona przyjaciółki.
- Ja Ciebie tez, Ty mała wiewióro – szlochała szatynka, tuląc się niczym małe dziecko.
Pol godziny później, humory poprawiły się nieco. Poleciała jakaś muzyka, zaczęły się tance, niepotrzebne zdjęcia i filmiki, wygłupy i szaleństwa, co można nazwać po prostu udanym, damskim wieczorem.

*******

Jest kolejny, bo tak wyszło. Pisane przy genialniej płycie Conor’a Maynard’a ‘Contrast’, którą szczerze każdemu polecam.

Rozdział w pełni dedykowany mojej kochanej Aleeex!
Jesteś moim światełkiem, wiesz o tym? Bez Ciebie, wszystko byłoby mdłe.
Kocham Cie! I dziękuję, ze jesteś!

#peace.

P.S. Wybaczcie brak znaków. Ostatnimi czasy jest z nimi mały problem.