Wednesday 15 August 2012

chapter 11.

6 miesięcy później. 
Walka o coś czego się pragnie zawsze jest walką wygraną, nie ważne czy była ona udana czy tez nie. A dlaczego? A dlatego, że samo podjęcie decyzji do walki jest już zwycięstwem, bez znaczenia jak się ona potoczyła. 
Najgorsze co można zrobić to poddać się na dzień dobry, twierdząc, że przecież i tak nie miało się szans. Istnieje na ziemi mnóstwo żywych dowodów tego, że nie ma rzeczy niemożliwych, a już napewno nie jeśli się w ogóle nie próbowało. 
On zaliczał siebie do tego ów żyjącego przykładu. 
Owszem, to jak przerażała go walka o ukochaną nie potrafiłby nigdy w pełni opisać, a radości z tego, że się jej jednak podjął nawet nie próbowałby opisywać. 
Mimo tego wszystkiego, zaczynał drażnić go fakt, że wciąż się ukrywają, oprócz najbliższych jeszcze nikt o niej nie wiedział. Bał się wypowiedzieć światu, ogłosić, że odnalazł swoją wybrankę. Nie chciał by tysiące zakochanych w nim fanek nagle uznało, że nie chcą patrzeć na jego szczęście, a przy ich odejściu ucierpiałby cały zespół. 
Wiedział, że doskonale to rozumiała i pomagała mu jak tylko mogla. Tak długo im się to udawało, więc czemu miałoby się wciąż nie udawać? 
Jego i jej apartamenty ukryte w centrum stolicy Wielkiej Brytanii były miejscami, gdzie mogli się spotykać bez obaw. Jednak spacerki po parkach czy głupie, wspólne wyjścia do McDonald’a, jak to robią zwykłe pary, w ich przypadku nie wchodziło w grę. 
Przykro mu było, gdy wraz z całym zespołem gdzieś wychodzili, a ona zostawała w domu by nie pokazywać się publicznie w miejscach pełnych fotografów. 
- Mogę nie iść! Zostanę z Toba! – nalegał, gdy upierała się by zabawił się z chłopakami. 
- Przestań, Nathan. Idź. Ostatnio dużo pracujecie, należy się wam trochę rozrywki. Poza tym, ja i tak się nie najlepiej czuje – odparła, podając mu jego ulubiony kubek, pełen gorącej herbaty. 
- Co to za rozrywka jeśli Ciebie ze mną nie będzie ... 
- Umówmy się tak. Pójdziesz, będziesz się świetnie bawił. Ja się prześpię, obudzisz mnie jak wrócisz i dopijemy resztę tej zgrzewki piwa, którą tak przede mną chowasz za sofą – zaśmiała się, siadając obok niego. 
- Ehh ... Znalazłaś. Przepraszam, nie chciałem, żebyś doszła do wniosku, że jestem alkoholikiem. 
- Kotku, Ty odpływasz po pięciu piwach, więc żaden z Ciebie alkoholik. A teraz zacznij się zbierać, bo znów będą na Ciebie czekać. 
- Na pewno? Naprawdę mogę im odmówić i zo ... 
- Przestań już! Idź! 
- Okay, okay ... Kocham Cię – musnął jej wargi i z kubkiem w dłoni, zniknął za drzwiami łazienki. 

To co alkohol potrafi zrobić z człowiekiem wie każdy, a ludzie wciąż wlewają go w siebie, nie zauważając momentu, w którym zaczynają tracić nad sobą kontrolę. 
Doprowadzają się do stanu totalnej euforii, tracąc świadomość tego co robią. 
Owszem, picie piciem, ważne by znać swoją własną granice. 
On swojej nie znał. Był w klubie, na parkiecie, tańcząc do muzyki, która aż sama poruszała jego mięśnie. 
W dłoni trzymał swojego drinka, popijając go mimo iż był tak pijany, że praktycznie nie pamiętał swojego imienia. Ledwo trzymał się na nogach, oczami widział potrójnie, przez co nie mógł znaleźć w tłumie reszty swoich kolegów. 
W pewnym momencie film urwał mu się zupełnie. 
Gdy zaczął znów łapać kontakt ze światem, był w łazience. Opłukiwał twarz zimną wodą, wciąż się uśmiechając. 
- Tu się schowałeś – usłyszał za sobą kobiecy głos, na który momentalnie się odwrócił. 
Dość wysoka, szczupła szatynka podeszła do niego, uwodzącym ruchem włożyła mu do kieszeni zawinięty kawałek papieru, po czym bez żadnych zahamowań zaczęła go całować, przyciskając do kafelkowej ściany. 
Nie walczył, wręcz przeciwnie. Oddawał pocałunki, błądząc dłońmi po jej ciele. Uchwycił ją w kolanach, unosząc do góry, układając na swoich biodrach i przenosząc się z nią do kabiny, zatrzaskując za nimi drzwi. Tam testosteron sprawił, że z każdą sekundą jego umysł zamieniał się w istną pustkę, ostatnie co zdąrzył zobaczyć przed kolejnym urwaniem filmu były jej duże usta mocno umalowane czerwoną szminką, plus w uszach obił mu się dźwięk jego spodni zsuwających się na ziemie, z tym charakterystycznym brzękiem metalowego paska, odbijającego się od kafelkowej podłogi. 

Była trzecia nad ranem, gdy wtoczył się po schodach na klatce pod drzwi swojego mieszkania. Nie miał pojęcia jak tam trafił, ale mało go to obchodziło. 
Zaczął próbować trafić kluczem w zamek, niestety, w jego stanie było to niemożliwe. 
Narobił przy tym tyle hałasu, że chwile później drzwi otworzyła mu zaspana rudowłosa, patrząc na niego z politowaniem. Spodziewała się, że wróci pijany, więc nie odpalała światła by nie drażnić jego oczu. 
- Chodź – złapała go w pasie, i zaczęła prowadzić w stronę sypialni. 
Ułożyła go na łóżku i zaczęła ściągać z niego buty, kurtkę i spodnie. Gdy to zrobiła, przykryła go i oddaliła się do kuchni. Nalała dużą szklankę wody i zaniosła mu wraz z dwoma aspirynami. 
- Nie śpij jeszcze. Masz, wypij to – poruszyła go, chcąc zmusić do zażycia leków. 
- Ale ... Ten ... No ... Co to jest? – bełkotał pod nosem, w ogóle nie otwierając swoich zmęczonych powiek. 
- Wypij, a nie będziesz zdychał rano. 
- Skoro tak twierdzisz ... – wziął od niej tabletki i popił, dopijając wszystko duszkiem do końca. 
- Super. A teraz śpij – musnęła jego czoło, po czym ułożyła się obok. 
- Nie chce spać ... Ha ... Chodź tu do mnie – zaczął się do niej tulić, całując jej odsłonięty kark. 
- Kotku, wybacz. Wali od Ciebie rynsztokiem i nie ma opcji, że będę się bawić z pół trupem. Śpij – odsunęła się, odwracając twarzą w odwrotną stronę. Kilka minut później, oboje już głęboko spali. 

Budzik zaczął wyć, obwieszczając, że doszła godzina dziewiąta rano. Dłoń niebieskookiej powędrowała w stronę telefonu, wyłączając alarm na tyle szybko, by nie zbudził on jej partnera. 
Z wciąż przymkniętymi powiekami, wyszła z sypialni, w łazience wzięła szybki prysznic po czym zrobiła sobie kawy, uruchomiła telewizor i usiadła przed komputerem. 
Chciała wyjść wieczorem do kina, więc sprawdziła o której leci seans wybranego przez nią filmu. Jako ostatnie przed odłożeniem laptopa, weszła na stronę BBC by upewnić się, że pogoda jej dziś nie zawiedzie. Kątem oka zauważyła zdjęcie Max’a i krótki artykuł o tym jak się chłopaki wczoraj bawili. 
Otworzyła ową stronę i zaczęła się śmiać sama do siebie, widząc jak głupie miny strzelali w stronę fotografów. Jednak jedno zdjęcie szczególnie przykłuło jej uwagę. Na pierwszym planie, owszem, był Jay i Max tańczący kankan’a, lecz w tle zauważyła szatyna, ustami przyklejonego do jakiejś dziewczyny. Mina na jego twarzy nad wyraz ukazywała jego rozkosz i zadowolenie, a dłonie wybitnie upodobały sobie pośladki ów dziewczyny. 
Czuła jak zaczyna w niej wrzeć. Zatrzasnęła pokrywę komputera, odkładając go na stolik, zaraz obok kubka kawy. Wstała i poniosła swoje kroki do sypialni. 
Cały pokój wciąż ogarniała ciemność, więc bez zastanowienia odsłoniła zasłony, a dzienne światło ukazały jej ciało młodego Sykes’a, który zaczął się przebudzać. 
Podeszła bliżej, nie mogąc uwierzyć, że wcześniej nie zauważyła czerwonych śladów szminki, którymi okryta była jego szyja, usta i część koszulki. 
- Wstawaj – odparła, popychając jego bark. 
- Co się stało? Daj mi jeszcze pospać ... – jęknął, przekręcając się na druga stronę – Ale mam kaca ... 
- Gówno mnie to obchodzi! Wstawaj! – zdarła z niego pościel, na co spojrzał na nią z pytającą miną – Rusz się! 
- Okay, okay ... Tylko nie krzycz już – powoli niczym żółw, podniósł się, stając naprzeciw niej – Dzień dobry, kochanie – wyciągnął ku niej ręce, jednak jedyne co otrzymał w zamian to jej rękę, policzkującą jego twarz. 
- Co? Wytrzeźwiałeś już? – zapytała, z pełnym sarkazmem w glosie. 
- Za co to?! – krzyknął, łapiąc się za policzek. 
- Jeszcze się pytasz?! – złapała go za koszulkę i zaciągnęła przed lustro w drzwiach jego ogromnej szafy – Wybacz, ja nie noszę czerwonych szminek, ale może zacznę skoro Ci się tak podobają. 
- Ale ... Skąd to się wzięło? 
- Jesteś żałosny. Jeśli nie wiesz, w internecie jest wszystko. To naprawdę była świetna impreza, żałuje, że nie poszłam – syknęła, po czym podeszła do łóżka, wyciągając swój telefon spod poduszki – Żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie mam zamiaru więcej z Tobą rozmawiać. Oszczędź mi telefonów, smsów i tak dalej. Baw się dobrze, panie Gwiazda – dodała, po czym z hukiem zniknęła za drzwiami. 
Stał tam gdzie wcześniej, w pełnym szoku. Nie miał zielonego pojęcia o co chodziło. A to, że właśnie go zostawiła, jeszcze do niego nie doszło. Stał niczym zawieszony, wpatrując się raz w drzwi, raz w swoje odbicie w lustrze. 
‘Ale ... Zaraz! Jak to nie chce rozmawiać?! Przecież ... O cholera!‘. 
Zaczął rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu swoich spodni, chcąc sprawdzić czy to co mu się przypomniało było prawdą. 
Dłońmi przeszukiwał kieszenie, po chwili wyciągając z jednej kawałek papieru. Rozwinął go i aż mu się oczy zaszkliły. 

- Zadzwoń jeszcze kiedyś do mnie, Alex ... Ja pierdolę, co ja znowu narobiłem! – wykrzyczał, rzucając świstkiem na drugi koniec sypialni.


*******

Kolejny wstawiam teraz, gdyż w tygodniu nie będę miała czasu. 

Obiecaną niespodzianką dla moje kochanej Aleeex jest to, że wkręciłam Cię w swoje opowiadanie :) 
Narazie mała wzmianka, ale Twoje imię jeszcze nie raz się pojawi :)

No comments:

Post a Comment