Wednesday 15 August 2012

chapter 5.

3 miesiące później.
Czas leci jak zwariowany i jest najlepszym lekiem na otwarte rany. A gdy prowadzi się szybki i stresujący tryb życia, nie ma się za dużo wolnych chwil, w których można byłoby zastanawiać się nad tym co trapi nas w naszej podświadomości. A to co nas trapi, często dociera do nas dopiero wieczorami, gdy padamy do łózka, chcąc w spokoju zasnąć. Jednak miliony myśli nas od tego powstrzymują. Przypominamy sobie wszystko o czym staraliśmy się zapomnieć, wyobrażamy sobie co by było, gdyby ... 
Marzenia i przemyślenia nas usypiają, obrazami przelatującymi nam przed oczami, obrazami tworzącymi naszą wymarzoną przyszłość. 
Zapadamy w ramiona Morfeusza, zasypiamy w naszym wymyślonym, wymarzonym świecie. 
Siedział teraz na obrotowym krześle w jednej z londyńskich stacji radiowych. Przeprowadzali wywiad na żywo. Była dopiero ósma rano, więc wszyscy byli wciąż nieco zaspani. Jednak na ich twarzach jak zawsze tkwiły te szczere uśmiechy, a humor mimo zmęczenia ich nie opuszczał. 
Promocja nowej płyty i nowego singla szła fantastycznie. Album sprzedawał się jak świeże bułeczki, fani byli zachwyceni, a oni jak zwykle, mieli niesamowicie napięty grafik. Cieszyło ich to. Długo pracowali by osiągnąć taki sukces i nie zamierzali się poddawać, nie ważne jak bardzo wycieńczeni by byli.
Gdy skończyli, była prawie dziesiąta, jednak ulice londyńskiego City żyły pełnią życia. Ludzie jak to maja w zwyczaju, biegali po mieście, pędząc w rożnych kierunkach i celach. 
Przedzierał się między nimi, ukrywając swoją twarz pod dużymi okularami i sporym kapturem. Do następnego spotkania w popołudniowej telewizji miał jeszcze kilka wolnych godzin, więc postanowił udać się na spokojną, samotną kawę w jednej z kawiarni Starbucks na terenie Trafalgar Square. Zaraz po owej kawie, chciał zakupić sobie kilka nowych ciuchów. A już o godzinie drugiej, musiał być na Picadilly w studiu telewizyjnym. 
‘Szybko się zestarzeję ... ‘.
Niezauważony, wszedł do coffee shop’u i zamówił sobie duże, gorące, karmelowe macchiato. Zapłacił, odebrał i wraz z gazetą, usiadł przy narożnym stoliku. 
Bał się, że ktoś może go poznać, więc czytał swój miesięcznik w przeciwsłonecznych okularach. Jednak po chwili doszedł do wniosku, że siedząc takim zamaskowanym jeszcze bardziej zwraca na siebie uwagę. 
Opuścił więc kaptur, pochylił się nieco by poprawić grzywkę, która oczywiście, uległa małemu wypadkowi pod owym kapturem. 
Gdy się wyprostował, jego oczy przypadkiem opadły na osobie siedzącej na przeciw niego w drugiej części kawiarenki. Nie mógł zobaczyć jej twarzy, gdyż zakrywała ją gazeta, którą właśnie czytała. Jednak nagie ramię, na którym spoczywały pasma płonąco rudych włosów momentalnie przypomniały mu o osobie, o której tak długo starał się zapomnieć.
‘Muszę się ogarnąć ... Nie mogę przeżywać mini ataku serca za każdym razem, gdy zobaczę jakąś rudowłosą dziewczynę ...’.
Ściągnął swoje okulary, ułożył je na stole i zabrał się za kawę. Oczami mimo wszystko wciąż uciekał w kierunku owej postaci.
‘Uspokój się ...’.
Zdenerwowany na samego siebie, zatonął w lekturze i nie zwracał już uwagi. Artykuły w gazecie nie były zbyt ciekawe, ale na stronie poświęconej muzyce, była duża wzmianka o chłopakach i o ich nowym albumie. Opinie były jak najbardziej pozytywne co wywołało u niego delikatny uśmiech.
Usłyszał spory szmer i kątem oka zauważył gwałtowne ruchy dochodzące z naprzeciwka.
Szybko uniósł wzrok i doznał szoku.
Nie mylił się, to była ona. To była Madeleine. Zauważyła go i szybko zebrała swoje rzeczy. Tylko na sekundę doszło miedzy nimi do kontaktu wzrokowego, gdzie ukazał się mu jej ogromny strach. W kolejnej sekundzie, już była za drzwiami. 
Zerwał się niczym oparzony, złapał swoje okulary i popędził za nią. 
Wybiegł na ulice pełną ludzi, rozglądając się dookoła. W tłumie ciężko było ją dostrzec, gdyż w końcu była dość małą dziewczyną.
Mina zrzędła mu nieco, a w głowie dział się istny cyrk, pędziły tam takie ilości rożnych myśli, że na żadnej z nich nie mógł się skupić. 
Chciał ją tylko znaleźć i zadać jedno, proste pytanie. 
Dlaczego?
W końcu zauważył ją, przechodziła na drugą stronę ulicy oglądając się za siebie, po czym weszła do parku. Wyglądała na pewna iż zdołała mu uciec. Myliła się.
Pobiegł szybko za nią i gdy tylko zobaczył, że zatrzymała się przy fontannie na złapanie oddechu, podszedł, stając tuż za nią. 
Jego serce waliło niczym młot, więc próbował się uspokoić, biorąc kilka głębokich wdechów.
Wyciągnął dłoń i dotknął jej ramienia.
- Madeleine? – odezwał się, cichym głosem by jej nie wystraszyć.
- Cześć, Nathan – odpowiedziała, po czym odwróciła się ku niemu. 
Jej błękitne spojrzenie wywołało u niego ciarki. A ta śliczna buzia, na którą tak lubił patrzeć, w ogóle się nie zmieniła. 
- Dlaczego przede mną ociekałaś?
- Musiałam. 
- Ale czemu?
- Wiedziałam, że będziesz oczekiwał wyjaśnień, których nie mogę Ci dać.
- Dlaczego nie?
- Nie chcę. 
- Okay ... Ale nie musiałaś uciekać. Nie chcesz mi nic wytłumaczyć to dobrze, nie będę Cie zmuszał. Jednak nie chce, żebyś unikała mnie do końca życia. Możemy się normalnie przyjaźnić i zapomnieć o tym co było na Ibizie. 
- No nie wiem ...
- Oj proszę Cie. Byliśmy pijani,  a po pijanemu robi się rożne głupie rzeczy. Jay był tak pijany, że wyszedł z klubu w samych bokserkach i kwiatowym naszyjniku. To znaczy, nie wyszedł, wynieśliśmy go.
Na jego historię, uśmiechnęła się, a on wręcz rozpłynął. 
- To co? Umowa stoi? – zapytał, wyciągając ku niej dłoń.
Zagryzła dolnę wargę, spoglądając raz na niego, raz na ową dłoń.
- Stoi! – odparła, chwytając jego rękę – I przepraszam, że uciekałam. Zrobiłam z siebie kretynkę.
- Hmm ... Kretynkę może nie, ale przez chwile poczułem się jak w filmie akcji – zaśmiał się, na co odpowiedziała tym samym – Skoro już przede mną nie uciekasz, to może chodźmy po jeszcze jedną kawę? Nie zdąrzyłem tamtej dokończyć.
- Ani ja swojej ... Okay, to chodźmy.
*
Leżał na łóżku w swoim londyńskim apartamencie, odpoczywał. Tak po prostu. Rozwalony w samych bokserkach, z rękami za głową, zażywał chwili spokoju oglądając Family Guy’a. 
“She needs to get laid, big time!”.
Leciał jeden z jego ulubionych odcinków, więc nie zamierzał wstawać nawet by udać się za potrzebą do łazienki,  musiał to obejrzeć w całości.
Śmiał się sam do siebie, chwilami aż się skręcając. A sarkastyczne teksty znał już na pamięć.
W chwili gdy epizod dobiegał końca, jego telefon zaczął wibrować na poduszce obok.
Na ekranie ukazała się nowa wiadomość od Madeleine. Zdziwił się nieco, dochodziła północ, spodziewał się, że już dawno będzie spała.
Chwycił komórkę w dłoń, odczytując treść sms’a.
“Hej, śpisz? Jeśli tak to przepraszam, gdybym Cię zbudziła. Wracam z McDonald’a, w ramach promocji dostałam darmowy duży zestaw Big Mac’a, podrzucę Ci jeśli chcesz, bo sama drugiego na pewno nie zjem. A Tobie chudzielcu trochę dodatkowego ciała się przyda. Więc jeśli nie śpisz, a jesteś głodny to daj znać. Buziaki x”.
Zaśmiał się pod nosem, po czym zaczął rozglądać dookoła. Czy mógł ją tu zaprosić? Nie chciał, żeby cofnęła się w progu na widok takiego bałaganu. 
‘Skoro jesteśmy przyjaciółmi, to nie zamierzam się wstydzić tego jak mieszkam, o!’.
Postanowił, więc odpisać.
“Ha! Czytasz w moich myślach! Umieram z głodu, ale jestem za leniwy, żeby sobie coś zrobić. Więc chętnie przyjmę Twój prezent, ale pod warunkiem, że zjesz razem ze mną? Zamówię Ci taksówkę, żeby Cie do mnie przywiozła, co Ty na to? x”.
“Nie trzeba, jestem niedaleko. Wyjdź tylko przed budynek, bo wiem na której ulicy mieszkasz, ale jest tak ciemno, że numeru nie znajdę x”.
“Okay, zaraz zejdę x”.
Zerwał się z łózka niczym oparzony. Uznał, że jednak trochę ogarnie kuchnie i salon, bo to co się tam działo to była jednak spora przesada. 
Niczym huragan, wrzucił wszystkie śmieci do jednego wielkiego wora i ukrył z pola widzenia, czyli schował do szafy. Brudne naczynia wrzucił do zmywarki, mimo iż te co już się tam znajdowały były idealnie czyste. 
Wskoczył w spodnie, zawiązał buty, zarzucił na siebie t-shirt, kurtkę po czym nieco wypachniony wyszedł, zbiegając na dół. 
Stał na chodniku, rozglądając się za jej postacią, która miała zaraz wyłonić się zza rogu. 
Ciemność na ulicy przerwał samochód, który zatrzymał się tuz przy nim. Auto wyglądało na drogie, więc uznał, że to zapewne któryś z sąsiadów.
Jednak po otwarciu drzwi, wysiadła z niego rudowłosa, mała postać.
- Cześć – odezwała się, próbując zamknąć zamek, jednocześnie trzymając dwie torby McDonald’a plus swoją własną.
- No hej ... To Twoje? – zapytał, z ustami otwartymi tak, że weszłaby do nich cała pięść – W wieku 18 lat stać Cie na nowe M3?
- To długa historia, potem Ci opowiem, a teraz trzymaj i prowadź – odpowiedziała, wręczając mu ich kolacje.

*******

Rozdział z dedykacją dla Aleeex [still-believe-in-dreams.blogspotco.uk], bo ją po prostu uwielbiam :) xxx

No comments:

Post a Comment