Wednesday 15 August 2012

chapter 2.

Nadszedł zupełnie nowy, piękny dzień. Słońce oświetlało małą wyspę gorącymi promieniami, co było rzeczą normalną na Ibizie o tej porze roku.
Leżał właśnie w łóżku, wpatrując się w obraz za oknem, który wręcz prosił go by wstał i cieszył się kolejnymi godzinami, w końcu to dziś mieli kręcić kolejny teledysk.
To duże osiągniecie.
‘Nareszcie!’.
Podparł się na łokciach, przeciągając przy tym nieco. Pierwszy raz od dawna, na jego twarzy widniał szeroki, szczery uśmiech. Taki zwykły, nie wymuszony, po prostu szczęśliwy.
Zdawał sobie sprawę, że dzień kręcenia teledysku nie jest w tym przypadku przyczyną, ale zamierzał udawać, że jego dobry humor jest związany tylko i wyłącznie z tym.
Podniósł się z łóżka, palcami przeczesując swoją bujną grzywkę. Ubrany wyłącznie w czarne bokserki, wyszedł tak na balkon, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza.
Godzina była wczesna, ulice puste, co chwilami zdawało się być wręcz przerażające. Jednak jego to ucieszyło, gdyż nie musiał się martwic czy ktoś go tak przyuważy.
Wrócił się do pokoju, zalał kawę, włączył radio, zarzucił na nos swoje ulubione okulary, po czym wrócił na balkon, rozkładając się na leżaku. 
Gorące promienie momentalnie zaczęły muskać jego skórę, wygrzewając każdy, choćby najmniej spięty mięsień.
Zrelaksowany, pochylił się nad stolikiem, kierując wargi do kubka, łykając gorącej kawy, która momentalnie wywołała u niego to miłe, luźne uczucie.
Za nim ją odłożył, kątem oka zauważył, że miasto jednak nie wymarło do końca. Na plaży, zaraz obok hotelu, pewna dziewczyna, właśnie ćwiczyła coś w stylu jogi. O dziwo, dziewczyna wydała mu się znajoma.
Rude włosy miała upięte w wysoki kucyk, jednak pasma grzywki wciąż jej przeszkadzały. Ubrana w zielone spodenki i białą koszulkę, zgięła się w pól, wyciągając jedną nogę w pełni do góry, tworząc przy tym coś podobnego do szpagatu.
‘Wow … ‘.
Przyglądał jej się przez chwilę, aż doszedł do wniosku, że jest ona tą, która poprzedniej nocy najpierw odnalazła jego czapkę, oczarowała i bezczelnie zniknęła.
Uśmiechnął się pod nosem, wciąż w nią wpatrując.
Nadal się rozciągała, naciągała, przekręcała. Po chwili chwyciła skakankę, podskakując na niej dobre piętnaście minut.
‘Niezłe show …’.
Chwycił swoją kawę, podniósł się, po czym podszedł do barierki, wciąż uśmiechnięty opierając się o nią.
Owa dziewczyna zdawała się być wystarczająco zmęczona. Opadła na piasek, podpierając się z tyłu rękami. Siedziała tak, odchylając twarz w kierunku promieni słonecznych.
Odpoczeła tak przez chwile, po czym wręcz wydarła z uszu swoje słuchawki i zerwała się na równe nogi.
Jednym ruchem ściągnęła z siebie wilgotnę koszulkę, odwiązała adidasy i pozbyła się ich wraz ze spodenkami.
‘Ooo proszę … ‘.
W samej czarnej i koronkowej bieliźnie, złożyła swoje rzeczy w jedno miejsce, rozpuściła włosy, które potężną falę zasypały jej ramiona, po czym lekkim truchtem wbiegła do morza, znikając po chwili pod tafla wody.
‘Tym razem nie dam uciec!’.
Odłożył kawę, wleciał do pokoju zakładając na siebie pierwszy t-shirt, który wpadł mu w rękę. Potem chwycił jedyne Hawajki jakie posiadał, w pośpiechu wciągał je na siebie, w tym samym czasie czesząc nieco swoja niesforną fryzurę.
Szybko się wypachnił, wsunął buty, i tuż przed wybiegnięciem z pokoju, sprawdził czy wciąż tam była. Owszem, siłowała się z falami.
‘Haha!’.
Podskoczył w radości i pobiegł, na tyle szybko na ile mógł.
Dzięki Bogu, tego dnia windy działały, co zdecydowanie sprzyjało stanowi jego kondycji.
W recepcji, praktycznie w locie wydarł z automatu dwie butelki zimnej wody, po czym opuścił hotel, już wolniej, kierując się w jej stronę.
Niezauważony, dotarł do miejsca, gdzie zostawiła swoje rzeczy. Postanowił obok jej butów, położyć swoje.
Nagimi stopami stąpał po gorącym piasku, aż do momentu, gdy piasek spotkał się z morzem, którego ciepła woda właśnie oplatała ich skórę.
Wiedząc, że wydzieranie się nic nie da, bo przecież nie znał jej imienia, postanowił zagwizdać.
W ułamku sekundy, odwróciła się w jego stronę, a on pomachał jej z daleka butelkami lodowatej wody.
Pokiwała głową, zabawnie przerzucając przy tym oczami i ruszyła w jego kierunku.
Jej praktycznie nagie, idealne ciało wyłoniło się spod wody, a on nie wiedział gdzie ma się schować. Nie chciał jej się przyglądać, nie chciał by powiedziała, ze jest taki jak wszyscy.
‘Ale to wrodzony odruch !’.
Zbliżyła się, a on twardo udawał, iż w owej sytuacji nie ma nic krępującego.
            -           Jestem Ci coś winien, więc uznałem, że może butelka wody najbardziej Ci się przyda – wykrztusił, uśmiechając się niewinnie.
            -           W sumie, miałeś rację – przejęła od niego ową wodę, odkręciła zakrętkę i zaczęła pochłaniać łyk za łykiem.
On w tym czasie zdążył zeskanować ją w dziennym świetle, od góry do dołu i doszedł do wniosku, że warto było biec.
            -           Nie masz spania? – zapytał, ruszając za nią w kierunku ich rzeczy.
            -           A Ty? Jeszcze nie ma szóstej.
            -           Dziś przede mną długi dzień. Kręcimy teledysk. Jak dobrze pójdzie to skończymy jutro rano. W takie dni lubię wstać dużo wcześniej, posiedzieć, pomyśleć …
            -           To gratulacje i powodzenia. Ja wstaję wcześniej, zmęczę się, wykapię w morzu, a po wyjściu z niego jestem jak nowa narodzona – odparła, siadając na piasku.
Nie czekając, zrobił to samo, z lekkim zakłopotaniem łykając swojej wody.
            -           Dzięki. A tak w ogóle, nie zdążyłaś mi wczoraj powiedzieć jak masz na imię? – spojrzał w jej stronę, ściągając okulary by móc przyjrzeć się jej oczom, które zawsze mówią najwięcej o człowieku.
            -           A po co Ci to wiedzieć? I tak nie zapamiętasz – odpowiedziała, przenosząc swój wzrok na mewy kłócące się miedzy sobą tuż przy granicy wody.
            -           Jestem dobry jeśli chodzi o imiona. Poza tym, uratowałaś moją czapkę, a dla mnie to tak, jakbyś uratowała moje własne życie – odparł na co zaśmiała się, tym razem zerkając na niego – A więc?
            -           Mam na imię Madeleine, skoro już musisz wiedzieć.
            -           A ja jestem Nathan, miło mi Cię poznać – wyciągnął do niej rękę, którą chwyciła, potrząsając minimalnie – I co? Bolało?
            -           Hmm … W sumie nie. Ale będę już się zbierać, muszę iść się wykapać, ubrać …
            -           I  znów uciekasz … Może dasz się namówić, żebym Cię odprowadził? Chociaż kawałek?
            -           Bardzo chętnie – obdarowała go anielskim uśmiechem, po czym wstała, wciągnęła na siebie swoje rzeczy i oboje chwytając swoje buty w dłoń, ruszyli na wschód, idąc po piasku, tuż przy linii wody.
Zagadali się na dość długą chwilę co dało mu okazję odprowadzić ją praktycznie pod sam hotel, w którym się zatrzymała. Po drodze, dała mu poznać się trochę lepiej, jednak jednocześnie, poznała jego. Uważał na wszystko co mówił, ale był w pełni szczery. Nie narzekał czy marudził, ale otwarcie powiedział w skrócie co mu w jego życiu przeszkadza.
O dziwo, dostał niezły opieprz za to, że do tej pory nic z tym nie zrobił.  Powiedziała mu coś, co głęboko wyryło się w jego głowie.
‘Lepiej jest przeżyć miłość i ją utracić, niż nigdy jej nie zaznać’.
*
Zespół właśnie skończył nagrywać ostatnią scenę, dochodziła 22. Wszystko poszło niewiarygodnie gładko, bez najmniejszych komplikacji czy niedopatrzeń.
W radości, całą piątką wskoczyli do basenu, zalewając wodą połowę ekipy wciąż stojącej w pobliżu.
Gratulacjom nie było końca, komplementy i oklaski.
Ku ogólnemu zdziwieniu, nawet nie byli zmęczeni. Wręcz przeciwnie, roznosiła ich energia.
Postanowili więc coś z nią zrobić.
Wrócili do hotelu, gdzie każdy udał się do siebie w celu wyszykowania się.
Tak. Party Time.
Owszem, mieli teraz trzy dni wolnego, ale wszyscy wracali do Anglii, więc była to ostatnia okazja na trochę zabawy i pozbieranie kolejnych wspomnień.
A dla niego, ostatnia okazja by się z nią zobaczyć.
Sam nie wiedział dlaczego, ale ta malutka, niewinna dziewczyna, zupełnie nieumyślnie, przykuła dużą ilość jego uwagi.
Fakt, że nawet jeśli by chciał, to i tak nic by z tego nie wyszło, był dla niego wystarczająco jasny, jednak nie potrafił sobie odmówić kolejnego i prawdopodobnie ostatniego spotkania.
No cóż, polubił ja. Słuchała go. A to naprawdę dużo. Miał dar do ludzi, potrafił wyczuć komu można zaufać, a jej nie bał się ani przez chwilę. Miał całkowitą pewność, że cokolwiek by jej nie powiedział, nikomu by nie powtórzyła. Tyle mu wystarczało, ktoś z kim można porozmawiać, ktoś kto nie będzie go żałował, tylko szczerze wyrazi swoją opinie, nawet jeśli nie będzie ona pochlebna. To niby nie wiele, ale było to czymś, czego mu najbardziej brakowało.
Dlatego właśnie, postanowił zaprosić ją do klubu, gdzie się wybierali.
Wyciągnął swój telefon, wykręcił jej numer, o który musiał tak długo ją prosić, i zadzwonił, w nadziei, że odbierze.
            -           ‘Halo?’ – odezwała się tym swoim słodkim, cieniutkim głosem.
            -           No hej, tu Nathan.
            -           ‘O! Cześć. Co słychać?’
            -           Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia.
            -           ‘Skoro nie do odrzucenia to zamieniam się  w słuch’.
            -           Wylatujemy jutro po południu, więc postanowiliśmy wyskoczyć dziś na miasto, trochę się zabawić. I uznałem, że to jedyna okazja, żeby się pożegnać. Więc zapraszam Cię do dołączenia do nas.
            -           ‘Hmm … Nie wiem czy to najlepszy pomysł, Nathan …’.
            -           A niby dlaczego nie? Masz już jakieś plany?
            -           ‘Nie, ale to wypad Twój i Twojego zespołu. I powinno tak zostać, nie powinnam się w to mieszać’ – odpowiedziała, a w tym samym momencie, jego mina zrzędła nieco.
            -           Oj daj spokój! Ucieszą się! To będzie taki powiew świeżości dla nich, w końcu ktoś nowy, a nie w kołko Ci sami ludzie – namawiał, błagając w myślach by w końcu się poddała jego prośbom.
            -           ‘Sama nie wiem …’.
            -           Zbieraj się, a ja podjadę po Ciebie za godzinę i wierzę, że mnie nie zawiedziesz, okay?
            -           ‘Ojj Nathan, Nathan … Okay! Niech będzie! A gdzie chcecie iść?’.
            -           Do Amnesii, no ba!
            -           ‘No tak, mogłam się domyśleć. Dobra, to będę czekać’.
            -           No i super, to do  zobaczenia za godzinę. Papa – rozłączył się, podskakując w miejscu niczym dziecko.
Rzucił telefon na łózko, złapał kilka swoich kosmetyków, ręcznik i niczym proca wystrzelił pod prysznic, radośnie nucąc pod nosem.

No comments:

Post a Comment