Wednesday 15 August 2012

chapter 9.

Najgorsze z czym może spotkać się ludzkie serce to bycie odrzuconym przez osobę, której zostało oddane. Owy ból potrafi dotrzeć dosłownie w każdy fragment, zamieniając w żywego wraka. Bycie żywym, lecz nie żyjącym to coś, czego nie powinno się życzyć nawet największemu wrogowi. 
Ból fizyczny jest niczym w porównianiu do bólu psychicznego. Niczym. Jednak niektórych sytuacji nie da się ominąć, czasem trzeba wystawić się na potencjalne ryzyko z nadzieją, że się uda. 
I to co zamierzał teraz z siebie wydusić było tym owym ryzykiem, bał się jej reakcji i odpowiedzi, ale wiedział, że nie miał już innego wyjścia. Ileż miał się dusić sam na sam z tym co go tak bolało. 
- No powiedz to wreszcie, bo zaczynam już tracić cierpliwość – nieco zła, warknęła do niego, przerzucając oczami. 
- Nie denerwuj się, bo zaczynam się stresować ... 
- Robisz sobie jaja! Nic Ci nie jest, dorwała Cie chandra i wyżywasz ją na wszystkich dookoła. Ładnie, ładnie ... 
- Nie mam chandry ... 
- To o co chodzi do cholery?! O jakim złamaniu obietnicy mówisz? Co masz na myśli, że znaczę dużo więcej niż mi się wydaje? Wytłumacz mi, bo chyba jestem głupia. 
- Nie mogę się więcej z Tobą po prostu przyjaźnić ... Bo to już nie jest przyjaźń! Boże, dlaczego nic do Ciebie nie dochodzi, nie dam rady tego tak po prostu powiedzieć. 
- Wiesz co? Poddaje się. Jak już dasz radę to powiesz, a tym czasem ja idę do siebie, muszę się wykąpać i odpocząć po podróży. Do potem – złapała torebkę w dłoń i zniknęła z jego apartamentu w ułamku sekundy, po czym on bez słowa podszedł do ściany i przyłożył do niej czoło, klnąc pod nosem na samego siebie. 
* 
Dochodziła północ, tego samego dnia. Po koncercie postanowił wrócić do hotelu, gdyż nie czuł się na siłach by imprezować z kumplami. Wolał wziąść prysznic i zalegnąć na własnym łóżku. 
- Iść czy nie iść ... Iść czy nie ... ? – rozmawiał sam ze sobą, chcąc mądrze zdecydować czy miał w końcu odwagę by porozmawiać z rudowłosą czy nie. 
Kręcił się po łóżku w tę i z powrotem, przewracał z boku na bok, mając nadzieje, że w końcu coś go oświeci i pozwoli szybko podjąć decyzje. 
‘ Jestem żałosny! To tylko dziewczyna! Jak coś się nie uda to będzie znaczyło, że nie była mi pisana i jakoś się z tym pogodzę, tyle! Musze to załatwić raz a do końca!’. 
Zerwał się na równe nogi, rozglądając po pokoju w poszukiwaniu czegoś czym mógłby się chwilo odziać. Wybrał zwykłe dresowe spodnie i czysty t-shirt z logiem jego ulubionej firmy New Era. Włosy ułożył dosłownie rękami, gdyż jeszcze nie było z nimi tak najgorzej. Psiknął się perfumą, wrzucił telefon do kieszeni i wyszedł na korytarz, kierując się w stronę jej apartamentu. 
Z każdym stawianym krokiem czuł rosnące w nim zdenerwowanie, a skutkami ubocznymi tego stresu stały się jego trzęsące i spocone ręce, które starał się teraz opanować, trzepiąc nimi na wszystkie strony.
Zatrzymał się przed jej drzwiami, spoglądając na lśniący numer 406 przybity to ciemnego, grubego drzewa. Powachlował się dłońmi, łykając kilka dodatkowych dawek powietrza, po czym cicho zapukał. 
- Kto tam? – usłyszał jej cieniutki głos, gdzieś w głębi. 
- To ja, Nath. Wpuścisz mnie? 
- Już, momencik – odparła, a chwilę potem rozległ się w środku mały hałas, tak jakby czymś rzuciła i zaczęła biec – Wchodź – otworzyła mu szybko, odskakując na bok tak, by mógł spokojnie przejść. 
Wszedł do pokoju, rozglądając się dookoła. Jej sypialnia o wiele różniła się od jego, może dlatego, że u niej dało się zobaczyć podłogę bez przesuwania sterty ciuchów i reklamówek. 
Po przeskanowaniu pomieszczenia, przeniósł wzrok na nią i aż się zaczerwienił, widząc ją ubrana w jego ulubiony t-shirt, który kiedyś jej podarował. Mówiła, że będzie jej służył jako piżama i tak właśnie było, jednak na niej wyglądał niesamowicie pociągająco, gdyż ledwo zakrywał jej pośladki, okryte czarnymi figami. Cóż, była gotowa do spania, a on postanowił jej w tym przeszkodzić. 
- Wybacz, że tak późno przychodzę – odparł, chowając dłonie do kieszeni. 
- Nic się nie dzieje. Chcesz coś do picia albo jedzenia? Masz na coś ochotę? Jeszcze nie sprawdzałam lodówki, ale na pewno coś tam w niej jest. 
- Nie, dzięki. Wpadłem tylko na chwile, chciałem dokończyć to o czym rozmawialiśmy wcześniej i przy okazji chciałem przeprosić za swoje zachowanie. Ten cały wybuch był zupełnie niepotrzebny – odpowiedział, siadając na skraju jej łózka, gdzie dosiadła się po krótkiej chwili. 
- Dobrze wiesz, że się nie gniewam – uśmiechnęła się, wpatrując w jego zestresowany profil – Nie chce się więcej kłócić, bo uważam, że to zupełnie bez sensu. Owszem, trzeba czasem się wyżyć, ale nie tak, nie w ten sposób. 
- Właśnie, dlatego Cię przepraszam. 
- Przeprosiny przyjęte, więc przestań siedzieć jakby Ci się coś wbijało! – popchnęła go po czym dumnie obserwowała jak ląduje plecami na praktycznie całej szerokości łóżka. 
- Okay, okay, ale już bez rękoczynów, poproszę. 
- Dobrze, rączki przy sobie. 
- A tak w ogóle, chciałem jeszcze porozmawiać o tym co zacząłem Ci mówić, a nie skończyłem. 
- To mów – położyła się obok niego bokiem, opierając przy tym głowę na dłoni. 
- Tylko obiecaj, że to co powiem, niczego między nami nie zmieni. 
- Obiecuję. Nie ważne co by to było, zniosę wszystko. Tylko nie wiem jak mi pójdzie, gdybyś kogoś zamordował ... To byłoby mi ciężko przełknąć. 
- Nie, nie to. 
- No to okay, dawaj. 
- Nie wiem jak to wygląda z Twojej strony, ale ja od dłuższego czasu patrzę na Ciebie inaczej niż na przyjaciółkę. Zaufałem Ci bardziej niż ufam samemu sobie. Wiesz o mnie dosłownie wszystko i znasz mnie jak nikt inny. Mam wrażenie, że sam wiem o Tobie praktycznie wszystko. Uwielbiam spędzać z Tobą każdą możliwą chwilę i cieszyć się Tobą jak dłużej się da ... 
- Do czego Ty pijesz? – przerwała, poprawiając rękę, na której trzymała swoją głowę. 
- Do tego, że chce żebyś była kimś więcej niż przyjaciółką. 
- To znaczy? 
- Madi, ja naprawdę nie chciałem ... – zatrzymał się na chwilę, przełykając większą dawkę śliny, w tym samym czasie wpatrując się w jej błękitne oczy niczym zahipnotyzowany, szukając w nich choćby najmniejszego zastrzyku odwagi – Nie chciałem, ale stało się. Zakochałem się w Tobie do tego stopnia, że nie potrafię myśleć o niczym innym. Wiem, obiecałem przyjaźń, więc nie zamierzam Cię do niczego więcej zmuszać. Uznałem tylko, że powinnaś wiedzieć i sama zadecydować co chcesz z tym zrobić. 
Skończył, po czym wypuścił z siebie z tonę powietrza. Wypowiedzenie się w końcu na głos ściągnęło z jego barków potężny ciężar. Zaryzykował, zrobił tak jak zrobić był powinien a teraz czekał na reakcje, na werdykt. 
Ciężko było mu wywnioskować cokolwiek z wyrazu jej twarzy, bo jedyne co się na niej znajdywało to pełne zaskoczenie i zakłopotanie. 
- Błagam Cię, powiedz coś zanim oszaleje – dodał, chwytając się jedną dłonią za czubek swojej głowy. 
- Nie tego się spodziewałam ... – odparła, po czym zerwała się na równe nogi, podchodząc do okna, na którym tępo zawiesiła swój wzrok. 
Czuł, że się nie udało. Czuł, że od teraz wszystko zacznie się sypać, i że już nigdy nie będzie tak jak było do tej pory. 
‘Tak czy siak, nie było źle. Zawsze moglem dostać w pysk i zostać wyrzuconym’. 
- Madi, wszystko okay? – zapytał, podchodząc do niej, delikatnie kładąc dłoń na jej ramieniu – Powiesz coś? 
- Nie wiem jak to powiedzieć ... 
- Domyślam się co to może być, więc jeśli chcesz to ja po prostu sobie pójdę. 
- Nie, nie idź – odwróciła się, spoglądając na niego przerażonym wzrokiem – Okazałeś się słabszy. Myślałam, że to ja będę pierwsza , która dokona tego wyznania. 
- Czekaj, czekaj, bo nie rozumiem. Co masz na myśli? 
- Tylko to, że chciałam Ci powiedzieć to samo. Ale bałam się Twojej reakcji, więc jakoś to ukrywałam – przyłożyła dłoń do czoła, po chwili przykrywając nią zawstydzone spojrzenie – Tak! Gdybym nie była zakochana raczej nie spędziłabym całej nocy w samolocie tylko po to by Ci ratować tyłek. 
- Dlaczego przez tak długi czas nie dałaś po sobie nic znać? Ani odrobinę?! 
- Znasz swoje fanki. Po co miałam stwarzać jakie kolwiek problemy? – odsłoniła swoją twarz, zerkając na jego reakcje, która dziwo była szerokim uśmiechem. 
- Problem by był, gdybyś się nie przyznała – zaśmiał się, zbliżając do niej o dwa kroki bliżej – Nawet się nie domyślasz jak mi teraz lżej. Zbierałem się do tego tak długo, a mimo wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż to sobie zaplanowałem. 
- Lepiej czy gorzej? 
- Lepiej. W tym co sobie wyobrażałem dostawałem po pysku i lądowałem na ulicy, wykopany niczym pies. 
- Nie jestem aż tak brutalna, bez przesady. 
- O nie, jesteś idealna – na jego twarz wpłynął figlarski uśmieszek z chwilą, gdy dzieliły go od niej dosłownie centymetry. 
Jego bliskość wywołała kolejne rumieńce, których tym razem nie mogla ukryć. Wyciągnął ku niej dłoń, opuszkiem kciuka przejeżdżając po jej zaczerwienionym policzku. Nachylił się nieco, wciąż skanując każdy fragment jej skóry, każdą rzęsę i każdy odcień błękitu w jej oczach, tak cudownie w niego wpatrzonych. 
Uniosła ku niemu swój podbródek, umieszczając swoje ręce na jego karku. 
Oboje uśmiechnęli się do siebie w tym samym momencie, co rozbawiło ich jeszcze bardziej. 
Przysunął ja do siebie, na co stanęła na palcach by nie zmuszać go do ciągłego schylania się. 
- Kocham Cie, Madi – wyszeptał, wplatając swoje palce w burzę tych płomienno rudych włosów. 
- A ja Ciebie – odparła, przysuwając swoje wargi ku niemu. 
Znów uśmiechnął się minimalnie, po czym przymknął swoje powieki, zanurzając w słodyczy jej pocałunku. 
*** 
Kolejny rozdział za mną. Według mnie, zostawia dużo do życznie, ale cóż. 
Jest on prezentem dla mojej kolachej @Aleeex_17! Oluś, wszystkiego naj naj naj z okazji dla dziecka. 
Kocham Cię ! 
Zapraszam wszystkich do niej na: www.still-believe-in-dreams.blogspot.co.uk 
Love xx   #nicely !

No comments:

Post a Comment