Wednesday 15 August 2012

chapter 3.



Ibiza, żyła teraz pełnią życia, przykryta osłoną ciemnej nocy. Cóż, był piątek. Początek weekend’u.
Oni rownież nie mieli zamiaru zostawać z tyłu, zamierzali bawić się równie dobrze, jak i reszta hiszpańskich mieszkańców.
Całą piątką, zebrali się w recepcji, czekając na taksówkę.
A on właśnie zamierzał ich poinformować, iż nie zabiera się wraz z nimi.
- O, jest! Chodźcie! – krzyknął Max, po wypatrzeniu ich transportu.
- Erm … Słuchajcie, ja dojadę do was chwilę później – odezwał się, stojąc za nimi. 
Wszyscy nagle odwrócili się ku niemu, ze zdziwionymi wyrazami twarzy.
- Jak to? Nie jedziesz z nami? – zapytał Tom,  spoglądajac raz na niego, raz na resztę chłopaków.
- Dojadę. Muszę gdzieś wpierw skoczyć ...
- Ale gdzie? Od kiedy Ty się taki tajemniczy zrobiłeś?
- Muszę kogoś odebrać, a potem dojadę do was.
- Kogo?! – wykrzyknęła cała czwórka, nie mogąc dojść w całej sytuacji do żadnego sensu. 
- Znajomą ... 
- NIE!!! – wszyscy aż podskoczyli – Jaką znajomą? Kto to? Skąd ją znasz? Kim dla Ciebie jest? Czy wy coś ... tego?! – zaczęli zalewać go tonami pytań, na które nie chciał narazie odpowiadać. W sumie, po co?
Lekko przytłoczony, cofnął się o krok w tył, dwoma rękoma chwytając się za głowę. Co miał im powiedzieć? 
- Jak już z nią dojadę, to i tak się wszystkiego dowiecie.
- O nie, nie, nie! Mamy dużą taksówkę i pojedziemy po nią wszyscy razem! – Max wystąpił z całej grupy, swoją miną informując, że na tą propozycję nie można odmówić, choćby się świat walił.
- Właśnie! – dodał od siebie Siva, zakładając ręcę na piersiach, dodając jeszcze tupnięcie nogą.
- Ohh ... No dobra! Niech wam będzie! – przerzucił oczami, gdyż wiedział, że sam jeden na ich czterech nie ma żadnych szans.
- To wsiadamy, a po drodze nam wszystko opowiesz – Tom zarzucił na niego ramię, prowadząc go niczym dziecko do samochodu – Nasz chłopak staje się mężczyzną.
- Spadaj!!! – odskoczył, mimo wszystko się uśmiechając.
Tak jak było powiedziane, i tak musiało się stać. Całą drogę pod hotel rudowłosej, siedział po środku ich wszystkich, od góry do dołu zasypywany pytaniami, na które mimo braku chęci i tak odpowiadał.
Gdy reakcja reszty zespołu okazała się jak najbardziej pozytywna, poczuł się dużo lepiej. Na tyle lepiej, iż skończył spowiadać im się z faktów, ale przeszedł do dzielenia się myślami.
Aż całą konwersację podsumował jednym zdaniem: ‘Mam dosyć samotności, też potrzebuję czegoś więcej ... ‘.
Poparcie pozostałych sprawiło, iż poczuł się pewniej w całej tej sytuacji. Wiedział, że są po jego stronie i ukrywanie swoich marzeń do tej pory, było zupełnie zbędne. 
Taksówka zatrzymała się na parkingu, a przyciemnione szyby jej prawej strony, idealnie ukazywały recepcję i główne drzwi od hotelu.
Siedział na tylniej kanapie, trzymając telefon w dłoni, nie mogąc się zmusić by po nią zadzwonić. Bał się tego co powie reszta ...
- No dzwoń! Jak Cię znam, to wiem, że musi być ciekawą osobą, więc po co się wahasz? – zapytał Max, nachylając się nad nim – Zawsze powtarzasz, że wygląd jest nie ważny, my to popieramy i mniejsza w to jak wygląda. Po prostu zadzwoń. Nikt nie zamierza Cię ani krytykować ani oceniać.
- No tak, prawda. Ufff ... Okay – wcisnął zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha – Dzwonię.
- Mój chłopak! – Max poklepał go po ramieniu i z powrotem rozsiadł się na swoim miejscu.
- No hej, ja już czekam pod hotelem, więc schodź jeśli jesteś gotowa ... No i super ... To do zobaczenia za chwilę – rozłączył się, wypuszczając z siebie wiekszą dawkę powietrza.
- Spokojnie, nie stresuj się tak. Przecież Cię nie ugryzie – odparł Jay, targając mu nieco świeżo ułożoną grzywkę.
Oczywiście, musiał ją dokładnie poprawić, przegladając się w telefonie.
Gdy skończył, zerknął w stronę hotelu, zobaczył ją. Wysiadła z windy i kierowała się ku głównym drzwiom.
- O! Idzie – wyrwał, czekając na komentarze ze strony całej reszty.
- To ona?! – wszyscy zawtórowali, praktycznie przyklejając się nosami do szyby.
- No ... Ona.
- Stary ... Szacun – odezwał się Tom – I Ty mówisz, że wygląd jest nie ważny?!
- Bo nie jest!
- A ona to co?
- Poznasz to sam się przekonasz, że wychodzi z nami nie przez to jak wygląda. Ale przyznam, jest niezła – zaśmiał się pod nosem, po czym otworzył drzwi by podejść po nią mały kawałek.
Szedł chodnikiem na wprost niej, wpatrując się w nią jak w obrazek. 
Miała na sobie biały, gorsetowy stanik bez ramiączek i granatowe spodenki z wysokim stanem i sześcioma, złotymi guzikami, po trzy w lini pionowej. Do tego ciemne sandałki i kopertową torebkę. Płonące włosy związała w śliczny kłos, zarzucony na jej prawę ramię. 
Wyglądała zjawiskowo.
- Witaj – odezwał się po przełknięciu nadmiaru śliny, po czym ucałował ją w policzek, tonąc w woni jej słodkiego zapachu, z nutką kokosa i wanilii – Pięknie wyglądasz.
- A dziekuję. Tobie też niczego nie brakuje – odparła, uśmiechając się tym swoim niezapomnianym uśmiechem.
- Dzięki. A tak wogóle, miałem przyjechać sam, ale chłopaki czasem zachowują się jak rodzice i nie chcą mnie puszczać samego. A poza tym, też chcieli Cię poznać.
- To miło z ich strony.
- Nie przeszkadza Ci to?
- Oczywiście, że nie – zarumieniła się nieco, co on zdąrzył zauwazyć, tak jak i to, że bardzo starała się ukryć owe zarumienie. Podbudowało go to nieco. Dodało trochę pewności siebie. 
- To jedźmy się zabawić! – otworzył przed nią drzwi, gdzie reszta zespołu wręcz zaczęła zabijać się o to, obok kogo będzie dane jej usiąść.
Przyjęli ją bardzo wesoło, sprawili, że już w drodze do klubu, poczuła się komfortowo w ich towarzystwie. I zadziałało to również w drugą stronę. Żartowała, opowiadała, czasem się droczyła i bez problemu, wkradła się w ich łaski.
Stanęli w sporym korku, więc zanim dojechali pod wejście, zdąrzyli wypić kilka drinków.
Zabawa zapowiadała się jak najlepiej, a ich, już roznosił bass głośniej muzyki, którą tak dobrze było słychać z daleka.
*
Siedzili we własnej loży na piętrze, mając stamtąd widok na cały parkiet i scenę. Na stole stały już dwie pustke butelki po Jack’u Danielsie, a trzecia właśnie została napoczęta. 
Wygłupiali się, żartowali, robili sobie kawały, musząc się nieco przekrzykiwać w między czasie.
Siedziała obok niego, rozmawiając z Tomem o wyższości muzyki elektronicznej nad muzyką heavy metal’ową.
Wpatrywał się w nią non stop. W jej idealny profil i ten uśmiech, z którym śmiało mogłaby reklamować pasty do zębów.
‘Haha ... To dobre!’.
Co chwilę, zerkała na niego, tak jakby czekała na jakiś jego ruch. Jednak on nie miał pojęcia co mogłby zrobić. I nie wiedział czy warto co kolwiek robić. Zaraz miał wyjechać, to po co miał sobie komplikować życie?
Ostatecznie, z lekkim zawahaniem, postanowił wyciągnąć ją na parkiet. Nie umiał tańczyć, ale zamierzał improwizować. Pobyt przez chwilę sam na sam, to to, czego teraz chciał.
- Mogę Cię prosić do tańca? – wyszeptał jej do ucha, odrywając ją tym samym od bezsensownej konwersacji.
Odwróciła się do niego, z tym swoim uśmiechem, tym razem nieco bardziej zawstydzonym i skromnym.
- Chętnie – odpowiedziała.
Wstał, wyciągnął ku niej dłoń, którą delikatnie chwyciała, podąrzając za nim w stronę schodów na parter. 
Przedarł się z nią na sam środek parkietu, tam, stając na przeciw niej. Ostrożnie, ułożył dłonie na jej talii, na co ona zbliżyła się nieco, oplatając swoje ręce na jego karku.
Zaczęli ruszać się w rytm muzyki. Nawet nie zdąrzył zauwazyć, że w tym tańcu, to ona prowadziła jego.
‘Pewnie dlatego dość nieźle mi idzie ... ‘.
Wpadł w pewnego rodzaju trans. Z lekko rozchylonymi wargami, patrzył jej prosto w oczy, nie zwracając już uwagi na kroki ani na ludzi, wydzierających się dookoła. 
Owszem, oboje nie byli w stanie pełnej trzeźwości, ale miał wrażenie, że wie co robi. Wierzył, że ma nad wszystkim kontrolę i wie kiedy powiedzieć sobie stop.
Tak naprawdę? Wogóle jej nie miał.
Wystarczył jeden jej gest, nieumyślny, ale zadziałał.
Przez chwilę, nieco skrępowana, uciekała oczami, ale w momencie, gdy uniosła na niego wzrok, uśmiechając przy tym szeroko, sprawiła, że praktycznie ugięły się pod nim kolana, a na jego twarz wkradł się podobny uśmiech.
Poprowadził swoje dłonie ku jej plecom, tak, że praktycznie przytulił ją do siebie. Ona opuściła swoje, zatrzymując je na jego klatce piersiowej, gdzie bez problemu wyczuła szybkie bicie jego serca. 
‘No muszę ... !’.
Obojgu uśmiechy zeszły, pozostawiając martwą ciszę, w której stali i wpatrywali się w siebie.
Nie chciał już dłużej czekać. Uznał, że wolał żałować czegoś co zrobił, niż by miał żałować, że czegoś nie zrobił.
Pochylił się nieco nad nią, lekko przymykając powieki. Odpowiedziała na to wyprostowaniem się i uniesieniem swojego podbródka. 
Zamknął oczy i pozwolił chwili toczyć się po swojemu.
Ułożył swoje wargi na jej, składając delikatny, niewinny pocałunek. 
Odniósł wrażenie, że jej bezczynność oznacza niezadowolenie, więc gdy już zamierzał się oddalić, to ona musnęła jego usta.
Uśmiechnął się w myślach, przysunął ją mocno do siebie, tonąc po chwili w długim, namiętnym pocałunku. Smak jej warg sprawił, że dostał gęsiej skórki na calutkim ciele.
Wszystkie hormony zaczęły wariować, błagając o więcej i więcej. A z chwilą, gdy chwyciła jego twarz w swoje dłonie, zupełnie przestał myśleć o konsekwencjach. 
Liczyło się już tylko tu i teraz.

No comments:

Post a Comment