Wednesday 15 August 2012

chapter 13.

Jak powtarzały nasze babcie i prababcie, wszystko co dobre szybko się kończy. Nie ma na to żadnego złotego środka. Są w życiu rzeczy nieuniknione i nie ważne jak byśmy się starali, nie da się ich obejść. W chwili urodzenia mamy przypisany swój własny scenariusz, a wszystko co zdarza się każdego dnia było zamierzone dużo wcześniej i nie mamy na to wpływu.
To, że po długiej trasie w Wielkiej Brytanii, wrócił do stolicy na kolejny koncert, też było zapisane przez Kogoś tam w górze.
Tak, był trzeci Marca, dzisiejszej nocy mieli występ na słynnym O2 w Londynie. 
Podniecenie na wiadomość, że wyprzedali wszystkie 20 tysięcy biletów było niepojęte.
Informacja o ilości fanów przybywających na ów koncert dotarła do nich podczas próby, na co całą piątką zaczęli skakać po scenie, piszcząc, na końcu padając na deski, łapiąc trochę powietrza.
- Nie wierzę ... Nie zasługujemy na to – odezwał się Jay, powoli podnosząc do góry.
- W głowie się nie mieści ... – dodał, gdy sam wstał na równe nogi – Zaraz wracam, idę zadzwonić.
- Musisz wszystko swojej ukochanej opowiedzieć!
- Stary, przestań się nabijać. Dobrze wiesz jak ta sprawa wygląda.
- Okay, okay. Idź i wracaj szybko – kudłaty przerwał ich małą sprzeczkę by Sykes załatwił co musiał, a oni mogli kontynuować probe.
Wszedł za kulisy, gdzie po chwili poszukiwań, odnalazł w kieszeni swoja komórkę. Szybko wykręcił numer szatynki i przyłożył słuchawkę do ucha; odebrała po czterech sygnałach.
- Cześć, co tam? ... To super. U mnie wręcz cudownie! Właśnie nam powiedzieli, że wyprzedaliśmy wszystkie bilety na dzisiejszy koncert! ... Nierealne! ... Mam nadzieję, że wciąż przyjeżdżasz wieczorem? Jedziemy potem do clubu opijać! Byłoby miło, gdybyś poszła ze mną ... Jak to nie? Mówiłaś, że przyjedziesz? ... Z Brian’em?! Dobrze wiesz jak go nie znoszę! ... To Twój były facet i nie uśmiecha mi się to, że wciąż się tak często spotykacie! ... Alex, to ja Cię proszę! Obiecałaś, że będziesz dziś na koncercie! Dobrze wiedziałaś kiedy jest! A poza tym, nie widziałem Cię od trzech tygodni! ... Wiesz co? Dobra, zrobisz jak chcesz. Przykro mi, że w tak ważną noc wolisz wyjść ze swoim byłym, ale cóż, masz do tego prawo. Muszę wracać na próbę, narazie! – rozłączył się, nie czekając już na jej odpowiedź.
Cały wnerwiony do czerwoności, wszedł znów na scenę. Reszta chłopaków od razu domyśliła się o co chodzi, więc już nawet nie pytali. Po prostu kontynuowali soundcheck jak gdyby nigdy nic.
*
Siedział przed lustrem, otoczony dwiema stylistkami, pudrującymi jego policzki. Za pół godziny mieli wchodzić na scenę by zagrać przed potężną widownią. Ręce zaczynały mu się trząść z każdą minutą zbliżającą ich do wejścia na podest, który miał ich unieść na poziom sceny. 
‘Cholera! Obiecałem chłopakom z Lawson, że wpadnę życzyć im powodzenia!’.
Zerwał się na równe nogi i wybiegł na korytarz w poszukiwaniu ich dress-room’u. Droga tam nie była długa, ale dość skomplikowana. W końcu odnalazł drzwi z karteczką ‘Lawson’, więc niczym bomba, wpadł do ich garderoby. 
Zatrzymał się, czując jak nogi wtapiają mu się z ziemie. Nie dowierzał własnym oczom, bo to co widziały było czymś, czego w życiu by się nie spodziewał.
- Cześć Nath – odezwał się Ryan, wypuszczając z ramion małą postać o płomienno rudych włosach, tak dobrze mu znanych.
- Hej – odezwała się Madeleine, odsuwając od basisty.
- Cześć. Wpadłem życzyć Wam powodzenia – odparł, podając dłoń blondynowi.
- Dzięki stary! Miło, że pamiętałeś! Muszę lecieć, reszta już czeka. Do potem – Ryan musnął policzek niebieskookiej i razem ze swoją gitarą, wybiegł z pomieszczenia.
Nie wiedział co miał jej teraz powiedzieć. Nie widział jej od czterech miesięcy i musiał przyznać, nieco się zmieniła. Odniósł wrażenie, że nabrała bardziej kobiecych kształtów i stała się bardziej wyrafinowana.
- O proszę! Ile to minęło? Sto lat! – wykrztusił z siebie, chcąc zachować pozory, że to co widział, w ogóle go nie poruszyło.
- Chyba dwieście! Cześć! – podeszła, przytulając go delikatnie, zostawiając w jego nozdrzach ten zapach, od którego był kiedyś tak uzależniony.
- Nie spodziewałbym się Ciebie tutaj!
- A ja Ciebie tak!
- W sumie ... To Co tu robisz?
- Wpadłam zobaczyć Ryan’a na żywo, obiecałam mu to. To dla nich dużo znaczy, móc zagrać na O2.
- Widziałem właśnie! Więc Ty i Ryan ... tego ... Nie chce się wtrącać, ale to super! Naprawdę świetnie! Gratuluję! – kłamał, układając na twarzy swój fałszywy uśmiech.
- Ale ...
- Nie musisz nic tłumaczyć, przestań. Masz prawo być szczęśliwa i ciesze się, że jesteś. A teraz wybacz, tez muszę uciekać. Trzymaj się i baw dobrze. Narazie – musnął jej policzek, po czym wyszedł z garderoby niczym chodzący trup.
*
Dochodziła północ, gdy po fantastycznym koncercie, razem z resztą chłopaków, wchodził do clubu Ministry Of Sound na Elephant&Castle. Nie był za bardzo w nastroju do zabaw, ale uznał, że nie będzie się przejmował czymś, co już go nie obejmowało i zajmie się własnym życiem.
Ochrona wprowadziła ich do oszklonej loży, gdzie znajdowały się dwie potężne sofy. Tak, mieli lożę razem z całym Lawson. Do końca miał nadziej, że rudowłosej tam nie będzie. I nie było. 
Zasiadł między Tom’em, a Sivą, po czym zamówił sobie Coronę. 
Impreza szła nieźle. Aż do godziny pierwszej, gdy dostał sms’a.
‘Wybacz Nath, ale ta cała szopka nie ma sensu. Chciałam pomóc, ale to dla mnie za dużo. Nie chcę tak dalej. Wybacz, Alex’.
Dopiero co poprawiony humor, znów szlak trafił. Załamał się do tego stopnia, że nawet nie zamierzał dzwonić czy odpisywać. Odłożył telefon na stolik i skupił się na swoim piwie. 
Nie zauważył kiedy, Ryan zasiadł koło niego, popychając nieco jego ramię.
- Co tam stary? Czemu tak cicho siedzisz? – zapytał blondyn, chcąc go jakoś rozchmurzyć.
- A nie wiem. To chyba zmęczenie.
- Daj spokój! Dziś nikt nie jest zmęczony! Mamy tak cudowną noc!
- Tak, tak ... Przy okazji, gratuluję. W końcu masz dziewczynę!
- Co? – blondyn skrzywił się nieco, dziwnie na niego spoglądając.
- Dziewczynę, Madi. Nie wiedziałem, że jesteście razem, gratuluję!
- O czym Ty mówisz? Ja i Madi?! – basista zaczął pokładać się ze śmiechu, przy okazji wylewając na siebie trochę piwa – Owszem, Madi jest niezła. Marzy mi się taka dziewczyna. Ale, stary, ten rudzielec to moja kuzynka! Daleka, ale kuzynka!
- Czyli wy ... nic?
- Kąpaliśmy się razem, raz, miałem wtedy dwa lata. Oprócz tego, nic! To moja rodzina!
- Cholera, wyszedłem na debila, znów. Byłem dla niej trochę niemiły dzisiaj ...
- Będziesz miał okazję ją przeprosić, obiecała, że dołączy do nas. Pojechała tylko się przebrać.
- A więc obym miał okazję ... – odparł, zatapiając swoje usta w kolejnym piwie – Nie wiesz czy ona ... ten ... spotyka się z kimś?
- Madi? Nie. Z tego co  z niej wycisnąłem, wiem, że po Tobie nie chciała się z nikim spotykać. Znalazła pracę i się na niej skupiła. Tyle.
- Dzięki. I tak wiesz dużo więcej niż ja – zaśmiał się, uderzając swoją butelką o szkło blondyna – Na zdrowie!
Zabawa trwała w najlepsze. Wszyscy zaczynali odczuwać alkohol w swoim ciele, co przekładało się powoli na zachowanie. Gdy Tom zaczął opowiadać sprośne dowcipy, postanowił spasować i udać się do łazienki.
Załatwił co musiał i wyszedł na parkiet, chcąc przedrzeć się przez niego na schody, prowadzące ku loży. 
Ruszył, jednak po chwili, zatrzymał się, tonąc oczami w osobie, która właśnie weszła do clubu.
W drzwiach stała rudowłosa. Światła stroboskopów i laserów migotały na jej ciele, odzianym w czarną, satynową sukienkę z gorsetową górą. Ów mała czarna sięgała połowy jej ud i idealnie podkreślała wszystkie krągłości. Czerwone szpilki były w parze z kopertową torebką i koralami na jej szyi. Fale włosów były pokręcone w duże flaszki i szeroko rozsypane na jej nagich ramionach. 
Wyglądała tak, jak lubił. Kobieco, zjawiskowo, ale zarazem skromnie i bez przesady.
Rozglądała się chwilę dookoła, tak jakby szukała, gdzie jest ich loża. 
‘Mam dobre serce, więc pomogę’.
Ruszył w jej stronę, ani na sekundę nie odrywając od niej wzroku. W końcu zauważyła, że zmierza ku niej, na co uśmiechnęła się delikatnie, podchodząc dwa kroki do niego.
- Chodź! – krzyknął jej do ucha, wiedząc, że i tak nie wiele usłyszy w tak głośnym miejscu, po czym chwycił jej dłoń i poprawadzil ją za sobą na wygłoszoną palarnie, gdzie można było porozmawiać.
- Gdzie są wszyscy? – zapytała, gdy już tam dotarli.
- Na górze, pijani.
- Strasznie szybko, ale cóż. Normalka. A Ty jak się trzymasz? – kontynuowała, opierając się o bok stolika.
- Narazie trzeźwy, ale jeszcze cała noc przede mną.
- No ba!
- Słuchaj, chciałem Cię przeprosić. Byłem dziś trochę niemiły. Wiem, nie miałem prawa się złościć. Przyznam, myślałem, że spotykasz się z Ryan’em i zrobiłem się trochę zazdrosny ...
- Ryan to mój kuzyn.
- Teraz to wiem, wtedy nie wiedziałem. Przepraszam.
- Okay, wybaczam – zaśmiała się, poprawiając lok, który opadł na jej powiekę – A jak Ci się układa z tą ... jak ona miała ... Alex, tak?
- Nie układa, zostawiła mnie. Z resztą, nie ważne.
- Przykro mi, tworzyliście naprawdę słodką parę.
- Może. Nie mówmy o tym, dzisiaj się bawimy! A tak na marginesie, ślicznie wyglądasz! Jak zawsze! – odparł, przepuszczając ją pierwsza w drzwiach, gdy byli w drodze do loży.
- Ha, dziękuje!
Wprowadził ją do ich loży, gdzie wszyscy już dawno byli nieźle wstawieni. Cały chórek wykrzyknął jej imię na przywitanie, a pijany Ryan podbiegł do niej, przerzucił ją sobie przez ramie i zaczął biegać z nią dookoła, jak to mówił, karząc ją za tak potężne spóźnienie.
Gdy skończył się kręcić, wciąż ją trzymając, chwycił jedno piwo podając jej, po chwili popijając swoje.
- Ryan, postaw mnie! W głowie mi się kreci! – krzyknęła, po czym zaczęła ciągnąć jego włosy.
- A co ja z tego będę miał?
- Daruję Ci życie!
- Mało! Będziesz tam siedzieć dopóki nie wymyślisz czegoś lepszego!
*
Noc była długa, głośna i szalona. Wszyscy doprowadzili się do takiego stanu, że zamiast wracać do domów, po zamknięciu, chcieli przenieść imprezę na ulice. Jednak ochroniarze obu zespołów wybili im to z głów, obawiając się o zdjęcia, które mogłyby  ukazać się następnego dnia w prasie. 
‘Ale będę miał kaca .. ‘
- Jesteśmy ... – wykrztusił z siebie, gdy odprowadził rudowłosą pod drzwi jej mieszkania – Mam nadzieję, że się dobrze bawiłaś.
- Owszem! Było świetnie!
- To się cieszę i ... ten ... tego ... Będę uciekał. Trzymaj się.
- Czekaj – zatrzymała go, chwytając za łokieć – Nie mam sumienia puszczać Cię w takim stanie samego. Chodź, kimniesz się u mnie. 
- Nie trzeba, jakoś dojadę do domu. Nie martw się.
- Nalegam, będę spokojniejsza!
- Hmm ... No dobrze.
- Odstąpię Ci łóżko, żebyś się wyspał jak człowiek – dodała, gdy przepuściła go przez próg.
- O nie! Ja śpię na sofie! I tak się rozkłada – zaprotestował, po czym wskoczył na kanapę by uświadomić ją, że decyzja już zapadła.
- Okay, jak wolisz. To ja idę do łóżka, a Ty czuj się jak u siebie. Gdybyś czegoś potrzebował, pewnie pamiętasz gdzie jest.
- Pamiętam, dziękuję.
- To dobranoc – musnęła jego rozgrzany policzek, po czym ze szpilkami w dłoni, zniknęła za drzwiami swojej sypialni.

*******

Jest i numer trzynasty w piątek trzynastego! Jaki dziwny zbieg okoliczności!
Rozdział dedykuję moje muzie, Aleeex, bo gdyby nie ona, już od dawna bym nie pisała :)
Stara, kocham Cię! [ www.still-believe-in-dreams.blogspot.co.uk ]
Tymczasem, #nicely! xx

No comments:

Post a Comment