Wednesday 15 August 2012

chapter 6.



Musi czasem być źle, by potem mogło być lepiej. Trzeba kilka razy przejść przez piekło, pozostać nieugiętym, przetrwać to, stać się silniejszym i gotowym do kolejnych walk. Gdy się rodziliśmy, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Uczą nas doświadczenia, każdy dzień uczy nas czegoś nowego. 
Owszem, porażka jest równie ważna jak wygrana, o ile nie ważniejsza. Tylko porażka potrafi postawić nas na nogi z taką mocą jak nic innego. Tylko ona będzie nam o sobie skutecznie przypominać, gdy będziemy blisko popełnienia podobnego błędu. 
Niestety, są sytuacje w których nie liczy się kolejna porażka, gdyż popełniany błąd jest jej wart. Warto unikać owych sytuacji.
‘ Właśnie Nath! Unikać, a nie stwarzać sobie okazje do popełnienia tego samego błędu, do cholery!’.
Karcił się w myślach, prowadząc ją za sobą po schodach, w stronę drzwi do jego apartamentu. W całej klatce schodowej unosił się specyficzny zapach Pana Ronalda McDonald’a.
- Nie bój się, zjem szybko i spadam. Nie będę siedzieć Ci na głowie za długo, wiem, że musisz się wyspać, bo zapewne masz jutro mnóstwo do roboty – odezwała się, gdy przekręcał klucz w zamku.
- W południe muszę być w studiu BBC. Mamy jakiś wywiad, a potem sesję zdjęciową dla Top Of The Pops, wiec nie przejmuj się, nie muszę się zrywać o świcie – odpowiedział, wprowadzając ją do środka.
Rozglądnęła się dookoła, uśmiechając szeroko. Jemu dało to okazje przyjrzeć się jej dzisiejszemu wyglądowi. Doszedł do wniosku, że jej leginsy, biała zwiewna koszulka lekko odsłaniająca brzuch, wraz ze skórzaną ramoneską i rudymi, lakierkowymi szpilkami świetnie pasowały do jej włosów i karnacji. 
‘Słabo stary, słabo. Lepiej się głośno na ten temat nie odzywaj’.
- Siadaj, przyniosę talerze i jakieś widelce – dodał, wskazując jej kanapę.
- Talerze? Widelce? To Big Mac, nie spaghetti. Nie będę kroić burgera. Siadaj i jedz póki ciepłe – wręczyła mu jego torbę z jedzeniem po czym usiadła po turecku na wskazanym miejscu, wcześniej ściągając buty i kurtkę.
Wzruszył ramionami i rozsiadł się obok niej, włączając telewizor. Leciała powtórka X Factor’a, wiec postanowili to obejrzeć.
Zabrali się za Big Mac’a, a on zamierzał wypytać o to co go nurtowało i ciekawiło.
- Opowiesz mi skąd masz ten samochód? – zapytał niepewnie, po czym zatopił zęby w swoim burgerze.
- Dostałam ... 
- Od kogo?
- Od rodziców, w pewnym sensie ...
- To znaczy w jakim?
- Mieszkanie, w którym mieszkam i samochód dostałam w spadku. Plus połowę majątku, druga połowę dostała moja siostra, po czym wyniosła się do Walii.
- Masz siostrę? – jego oczy przeniosły się na nią i jej zasmuconą twarz, współczuł jej. Gdyby wiedział o co chodzi, nie zapytałby.
- Mam, dwa lata starszą. Od śmierci rodziców nie rozmawiamy ze sobą ...
- A co się stało Twoim rodzicom?
- To było prawie rok temu, pojechali w tajemnicy po mój prezent na osiemnastce urodziny. Zamówili mi potężne lustro w kształcie koliberka. Chcieli go odebrać i powiesić mi w pokoju, zanim bym wróciła do domu – zatrzymała się na chwilę, było widać, że coś rosło w jej gardle i momentalnie popiła to dietetyczną colą z fast food’a – Byli już w drodze powrotnej. Zjechali z autostrady i przy wyjeździe staranowała ich ciężarówka ... Z samochodu taty nic nie zostało, a oni oboje zginęli na miejscu ... – skończyła po czym z łzami, zerwała się na równe nogi.
Podeszła do otwartego okna by zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Zauważył, że cala aż się trzęsie i wcale się jej nie dziwił. Gdyby coś stało się komuś z jego rodziny, nie przeżyłby tego. Podziwiał ją, robiła co mogla, żeby dać sobie jakoś radę, ale jak i każdy, musiała czasem odpuścić, wyrzucić z siebie wszystko co leżało jej na sercu.
Podniósł się z kanapy i zbliżył nieco do niej. Delikatnie obrócił ją, przyciągnął do siebie. Opuszkiem kciuka starł błyszczącą łzę z jej policzka, na co wtuliła się w niego mocno, zalewając cichym szlochem. Objął ja najcieplej jak potrafił, ułożył policzek na czubku jej głowy i bez słowa, dał jej się po prostu wypłakać. 
Za każdym razem, gdy jej ciało wibrowało w jego ramionach, wzmacniał swój uścisk, muskając jej czoło i gładząc po włosach.
Wiedział, że to najlepszy i prawdopodobnie jedyny sposób w jaki mógł jej pomóc. 
Po dłuższej chwili, zaczęła dochodzić do siebie, roniąc coraz mniej łez. Odsunęła swoją twarz od jego klatki piersiowej, po czym zaśmiała się cicho na widok stanu jego koszulki, która wsiąknęła wszystkie krople, tworząc dużą, mokrą plamę.
- Przepraszam – powiedziała, spoglądając w gore ku jego twarzy – Wypiorę Ci ją.
- Daj spokój. To ja przepraszam, że nie mogę Ci jakoś pomóc – wyszeptał, znów ścierając pojedyncze łzy z jej policzka.
- Już pomogłeś, dziękuję – musnęła jego policzek z wyrazem wdzięczności na twarzy, rumieniąc się nieco – Będę już uciekać, jest późno – dodała, po czym uwolniła się z jego ramion, chwytając chusteczkę z pudełka leżącego na ławie.
- Zostań jeszcze, musisz skończyć swoje frytki – zaśmiał się, widząc wyraz jej twarzy na myśl o zimnych frytkach – Zaraz lecą jeszcze dwa odcinki Family Guy’a – dodał, chcąc ją jakoś przekonać.
- Hmm ... Okay, ale pod warunkiem, że zrobisz herbaty – odpowiedziała, szczerząc ku niemu swoje zęby.
- Ha! Lepiej nie mogłaś trafić. Robię najlepszą herbatę w tym mieście! – zarzucił grzywka niczym diva po czym zniknął w kuchni.
Zaraz w całym mieszkaniu rozszedł się dziwny warczący dźwięk, a za nim podąrzył on, wracając się do salonu, gdzie zrezygnowany opadł na kanapie.
- Co się stało? – zapytała cicho, zaglądając na minę na jego twarzy.
- Nie mam cukru i tylko jedną torebkę herbaty – odparł, zakładając ręce niczym obrażone dziecko.
- W takim razie, będę uciekać do domu. Obejrzę Family Guy’a w łóżku, nic się przecież nie dzieje – odpowiedziała, po czym zabrała się za ubieranie swoich szpilek.
- Czekaj! – krzyknął, wyrywając jej buta z rak – Siedź tu, a ja zaraz wrócę! Dosłownie pięć minut i jestem z powrotem, okay?
- Gdzie idziesz?
- Jak to gdzie? Do sklepu!
- Nathan! Dochodzi pierwsza w nocy, jutro czeka Cię długi dzień. Połóż się i wyśpij, daruj sobie latanie za herbatą.
- Siedź i nie marudź! Gdybym chciał spać to bym nie nalegał, żebyś została. Nie ruszaj się nigdzie, a ja zaraz wrócę – oddal jej buta, zarzucił kurtkę i wystrzelił z mieszkania niczym proca.
*
‘Jaka bzdura ... ‘.
Warczał do siebie w drodze do domu. Najbliższy sklep okazał się zamknięty, więc musiał pójść dalej by znaleźć stację paliwową Sainsbury’ego, gdzie zakupił co chciał. 
Według jego zegarka, nie było go grubo ponad pół godziny. Miał przeczucie, że po powrocie już jej u siebie nie zastanie, a jedyne co po niej zostanie to liścik, że przegiął i pojechała do domu, gdyż nie chciało jej się czekać.
Zły do stopnia wrzenia, wszedł na swoją ulicę. Tam rozchmurzył się nieco, widząc, że jej samochód wciąż stał przed wejściem do klatki. Podskoczył z radością i niczym strzała, wbiegł do budynku.
Przy drzwiach zatrzymał się na chwilę, szukając pęku kluczy, który dzwonił gdzieś na dnie jego kieszeni.
Po wyjęciu go, otworzył drzwi, wchodząc do środka z szerokim bananem na twarzy.
- Jestee … - zatrzymał swój wybuch, gdy zdał sobie sprawę, iż nie pojechała do domu, gdyż zasnęła na sofie, przytulona policzkiem do jego bluzy, którą rzucił tam wcześniej.
Uśmiechnął się sam do siebie, odkładając cichutko reklamówkę z zakupami. Czuł się nieco winny, tak długo czekała, że aż ją złamało i zaspała.
‘Pięknie stary. Jesteś przegigant. I co teraz? Będziesz ją budził, żeby się wkurzyła i sobie pojechała, czy dasz jej spać?’.
Stał tak chwilę, wpatrując się w nią, rozmyślając nad możliwymi opcjami. Wolał, aby została, ale wiedział, że rano będzie go masowo przepraszać i karcić za to, że jej nie obudził.
‘Przeżyję. A tak, to przynajmniej sobie popatrzę’.
Na jego twarz wkradł się uśmiech łobuza, po czym zaczął się rozbierać z butów i kurtki.
Postanowił podnieść ją z kanapy i zanieść do sypialni, gdzie mogła przespać się jak człowiek, bez wstawania rano z bolącym karkiem.
Podszedł cichutko, nachylił się, wsuwając jedną ze swoich rąk pod jej plecy, a drugą pod kolana. Napiął mięśnie i ostrożnie, uniósł ją, prostując się po chwili. Trzymając ja w ramionach, ruszył w stronę pokoju obok. 
Po drodze zauważył jak słodko wyglądała jej twarz, gdy tuliła się do niego we śnie. 
Obchodząc się z nią jak z porcelanową lalką, ułożył ją na swoim potężnym łóżku, zaopatrzył w poduszkę, kocyk i pościel, którą okrył ją tylko do bioder by nie było jej za gorąco.
Miał wychodzić by przenieść się na kanapę, jednak postanowił jeszcze raz rzucić na nią okiem. W pokoju było na tyle ciemno, że ciężko było coś zobaczyć, mimo to udało mu się ujrzeć jej twarz, na którą padały promienie księżyca wdzierające się do sypialni przez tiulowe zasłony. 
‘Pomysł z przyjaźnią był głupi ... Nie dasz rady, Nath. Ojj nie dasz ...’.

*******

Rozdział z dedykacją dla mojej najukochańszej Aleeex_17, bo jest cudowną osobą od stóp do głów! Jako jedyna wspiera mnie nie tylko w tym opowiadaniu, ale i poza nim.
I nigdy nie bedę w stanie jej się za wszystko odwdzięczyć. Los chciał, żeby połączyło nas pożądanie do tego samego Leniwca :)
Uwielbiam Cię !!!   [http://still-believe-in-dreams.blogspot.co.uk]
Za osobowość i to opowiadanie, które dało mi szansę Cię poznać :)
P.S. Wybacz, że dedykuję Ci najgorszy rozdział jak do tej pory, ale będę Ci dedykować wszystkie :) xxx

No comments:

Post a Comment