Wednesday 15 August 2012

chapter 14.

Czy istnieje coś takiego jak dostać od losu druga szanse? Nawet jeśli się na nią zbytnio na pracowało? Owszem. Zycie lubi płatać figle i często zasypuje nas sytuacjami, na które nigdy nie znajdziemy dokładnego wytłumaczenia. 
Jednak za wszystko przyjdzie nam kiedyś zapłacić, prędzej czy później. 
Karma nieubłaganie wróci, zapewne wtedy, gdy nie będziemy się jej spodziewać. 
Jego karma powróciła właśnie tego pięknego poranka. Słońce przebijało się przez grube zasłony w salonie, promieniami opadając na jego twarzy. 
Czując rosnące ciepło, otworzył nieco oczy, wciąż mrużąc powieki i bez dźwięcznie rozglądnął się dookoła. 
Na przeciw sofy, na której leżał, znajdowała się otwarta kuchnia z czerwonymi szafkami i potężną lodówką. 
‘Tam na pewno jest woda!’. 
Chciał się ruszyć, ale jednak uznał, ze jeszcze chwile poczeka, aż reszta jego ciała, obudzi się wraz z nim. 
Trzy sekundy później, usłyszał za sobą mały hałas, a zaraz po nim otwierające się drzwi. 
Z sypialni wyszła wciąż zaspana rudowłosa, minęła jego kanapę i skierowała się ku kuchni. 
I tu właśnie była jego karma. Udając, ze wciąż śpi, przyglądał się niebieskookiej, ubranej z krotki t-shirt i figi, obserwując jak podskakuje ona do górnej szafki, chcąc koniecznie sięgnąć po cukier. 
Z miejsca, gdzie był, widok miał idealny, jednak fakt, ze mimo jego miłości do niej, i tak nie była jego, zmywał uśmiech z jego twarzy. 
- Pomoc Ci? – zapytał, po czym powolnym ruchem podniósł się z sofy. 
- Byłoby milo, dzięki. 
- Nie ma sprawy – sam nie wiedział dlaczego, ale sięgając po owy cukier, nie odrywał od niej wzroku, a podając go, zbliżył się do niej do tego stopnia, ze jej chłodny oddech odbijał się od jego klatki piersiowej – Proszę – dodał, wyciągając dłoń z białym opakowaniem. 
- Dzięki – wyszeptała, po czym minęła go i zatrzymała się przy czajniku – Kawy czy herbaty? 
- Kawy! 
- Okay ... 
- Posłuchaj, możemy pogadać? – zapytał, opierając się o blat kolo niej. 
- O czym? 
- O nas. Chciałbym, żeby to wszystko było jasne i dopowiedziane do końca. 
- Nath, proszę Cie. Ile razy będziemy to wałkować? Było milo, skończyło się. Ty poszedłeś w swoja stronę, ja w swoja. Nie widzę sensu, żeby do tego wracać i rozdrapywać stare rany?  Po prostu, zapomnijmy o tym, okay? – odparła, z uśmiechem na ustach. 
- Czyli jest dla mnie jeszcze jakaś szansa?! 
- Szansa? W jakim sensie? 
- W sensie, żeby naprawić to wszystko, i żeby znów było tak jak kiedyś? 
- Chyba żartujesz? Ja nie zamierzam niczego naprawiać. I jak już powiedziałam, Ty masz swoje życie, ja swoje i niech tak zostanie. Trzymaj – dodała, po czym wręczyła mu kubek kawy – Owszem, mam do Ciebie sentyment, chciałabym, ze to cale rozstanie nigdy nie miało miejsca. Ale co się stało, to się nie odstanie. Wiec jeśli chcesz, ze względu na stare czasy, możemy zakopać topór wojenny. 
- Lepsze to niż nic. 

Była dość chłodna sobota. W stolicy temperatura nie przekraczała dziesięciu stopni. Rudowłosa, ubrana z długi sweter z opadającym ramieniem i w parę długich skarpet, siedziała na sofie przed telewizorem, popijając gorącą herbatę. Na kolanach trzymała swój laptop, na którym pisała artykuł do pracy. Tak, udało jej się dostać prace w gazecie. Pisanie dla brytyjskiego Vogue’a to spełnienie jej marzeń. 
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, wiec podniosła się, kierując do korytarza. Otworzyła i aż zamarła. 
- Cześć. Ty jesteś Madeleine? – zapytała dziewczyna stojąca w progu, na której twarzy rosło coraz większe zdenerwowanie. 
- Owszem. 
- Nie znamy się. Jestem Alex. Chciałam pogadać – szatynka wyprowadziła dłoń, na co niebieskooka potrząsnęła ja delikatnie. 
- Wiem kim jesteś. Skąd masz mój adres? 
- Wymusiłam od Jay’a. 
- Ha ... Okay, wchodź – odparła, po czym wpuściła gościa do środka – Usiądź – dodała wskazując sofę – Chcesz coś do picia? Kawa, herbata? Sok, woda? 
- Wody, poproszę. 
- Jasne – najmłodsza z Daniels’ow napełniła szklankę mineralna i podała dziewczynie, siadając obok – Wiec o czym chcesz rozmawiać? 
- Po pierwsze, chce żebyś wiedziała, ze nie jestem Twoim wrogiem. Nie przyszłam tu z awantura, ani niczym w tym rodzaju. 
- Okay, a z czym? 
- Chodzi o Nath’a. 
- Tyle to się domyśliłam – rudowłosa zamknęła laptopa, odłożyła na bok i wraz ze swoja herbata, zamieniła się w słuch. 
- Wiem, ze to przeze mnie się rozstaliście. Jednak zrozum, ukrywaliście swój związek, wiec nie miałam pojęcia, ze z kimś jest. Okay, stało się. Nie chciałam tego. A potem, sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej. 
- Jak dla kogo? Z tego co wiem, nie minął tydzień od rozstania, jak zszedł się z Toba. Byliście śliczną, zakochana i szczęśliwą para, wiec nie rozumiem w jaki sposób sprawy się skomplikowały? 
- Widzisz, o tym mowie. Nic nie wiesz. Nikt nie wiedział. Nathan i ja nigdy nie byliśmy para. Wszystko to była jedna, wielka szopka. Po ukazaniu się tych zdjęć, nie chciał, żeby cały zespół na tym ucierpiał. Uznał, ze lepiej będzie powiedzieć, ze jesteśmy razem niż przyznać, ze zdradził swoja prawdziwa dziewczynę. 
- Czekaj, bo chyba nie nadarzam ... – niebieskooka aż podniosła się z siedzenia, z ustami szeroko otwartymi. 
- On nigdy nie chciał ze mną być, ale musiał. Owszem, zaprzyjaźniliśmy się, ale nic poza tym. Skończyłam to cale przedstawienie ponad miesiąc temu. Miałam serdecznie dosyć słuchania jak za Toba tęskni. Uznałam, ze skoro sam tego nie potrafi załatwić, to ja to zrobię – szatynka skończyła, po czym obserwowała reakcje rudowłosej, popijając przy tym podana jej wcześniej wodę – Nie dałaś mu wyjaśnić. Z reszta, wcale się nie dziwie. Ale on poza Toba świata nie widzi, przez co jego frustracja staje się nieznośna. 
- Nie wiesz gdzie on teraz jest? 
- Chyba w domu. 
- Na Kensington?! 
- Nie, w Gloucester. Pojechał na weekend do rodziny. 
- Dziękuję Ci, ze przyszłaś. I powiedziałaś mi to wszystko. To naprawdę dużo zmienia – dodała młoda Daniels, po czym zerwała się na równe nogi i zniknęła za drzwiami sypialni, po chwili wracając z niej z para szortów i adidasami. 
- Co zamierzasz zrobić? – zapytała Alex, odstawiając w kuchni pusta szklankę. 
- Jadę tam! 

Dziesiac minut później, rudowłosa była już w samochodzie, pędząc obwodnica ku południowemu wyjazdowi ze stolicy. Pogoda nie sprzyjała, z chwila jej wyjścia z domu, z szarego jak zwykle nieba, zaczął padać ciężki deszcz. Kolejna przeszkoda stal się korek na Hammersmith, w którym stalą ponad godzinę. Na dokładkę, padła jej komórka. 
Wszystko było przeciwko niej. Jednak po dwudziestej wydostała się z Londynu i czekała ja już prosta, dwu godzinna droga do Gloucester. 
Na miejscu zatrzymała się piec minut przed dziesiątą. Wiedziała, ze jest późno, jednak światła palące się w salonie dały jej nadzieje, ze jednak go zastała. 
Zaparkowała samochód po drugiej stronie ulicy i wysiadła, kierując swoje kroki do głównych drzwi, niestety deszcz zmusił ja do niewielkiego truchtu. 
Stanęła na progu, wciąż zalewana woda z nieba, zadzwoniła dzwonkiem. 
Chwile później pojawiła się Karen, jego mama. 
- Madi?! Co Ty tu robisz o tej porze? – zapytała, wpuszczając ja do środka. 
- Jest Nathan? Musze z nim koniecznie porozmawiać. 
- Nie ma, wyszedł ze znajomymi. Jeśli to pilne to idź tam, to nie daleko. Zapewne wciąż tam jest. 
- Sa w Oneil’s? 
- Tak, chy ... – nie skończyła słuchać, wybiegła, pędząc do pubu kilka ulic dalej. 
Wyglądała jak zmokły pies zanim tam dotarła, deszcz nie pozostawił na niej suchej nitki. Jednak nie bardzo ja to obchodziło. 
Zwolniła przy samych drzwiach, po czym wpadła do baru niczym burza. Lokal był spory, wiec przeszła się po wszystkich lożach i o dziwo, nie zastała go tam. Ani jego, ani jego znajomych. 
Załamana, już wolniejszym krokiem, wróciła do samochodu. Rozsiadła się w skórzanym fotelu i nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. 
Zależało jej na tej rozmowie, a tu jak na złość, nie mogla go znaleźć. 
- Trudno, innym razem – potrząsnęła głową, po czym zaczęła szukać kluczy w kieszeni szortów. 
Po odnalezieniu zguby, włożyła kartę do czytnika i odpaliła silnik. Wrzuciła bieg i tuz przed samym odjazdem, rzuciła jeszcze okiem na jego dom. 
Zdarzyła zauważyć, ze właśnie wszedł do środka i zatrzasnął za sobą drzwi. 
- Teraz już mi nie uciekniesz – zgasiła samochód, wysiadła, zamknęła go i znów pobiegła pod numer 79. 
- Hej Madi, wchodź! Jesteś cala mokra! – Karen znów wpuściła ja do środka – Domyślam się, ze się minęliście. Nath właśnie wrócił i jest u siebie, przebiera się. Idź do niego. 
- Bardzo dziękuję, jest Pani moim aniołem – Daniels zaśmiała się, po czym niczym strzała pobiegła na piętro. 
Zatrzymała się przed drzwiami jego pokoju i zapukała cicho, na co usłyszała krótkie ‘prosze’. 
Weszła, zastając go leżącego na łóżku w jego ulubionych dresach, z Family Guy’em na ekranie telewizora. 
- Jezu, Madi co Ty tu robisz? – zerwał się na równe nogi, poszukując jakiejś bluzy, w którą mogłaby się przebrać. 
- Musze z Toba porozmawiać. Zostaw, ja tylko na chwile. 
- Nie będziesz siedzieć taka mokra, przeziębisz się. Trzymaj, ubierz to – podszedł, dając jej swoja ukochana bluzę z kapturem – A teraz powiedz co się stało? 
- Chodzi o Alex. 
- Madi błagam, nie chce o tym gadać ... 
- Powiedz mi tylko jedna rzecz – zagadnęła, stając naprzeciw niego – Czy to prawda, ze ten cały wasz związek był udawany? 
- Ale ... 
- Był czy nie? 
- Skąd o tym wiesz? 
- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. Był czy nie? Prosta, krotka odpowiedz – stawiała na swoim, nie mając zamiaru dać mu się od tego wymigać. 
- Tak, był – odparł, spuszczając nieco głowę, czując, ze czeka go zaraz wielka awantura. 
- Kocham Cie – wyszeptała, po czym bez czekania zatopiła w nim swoje usta. 
Stal przez chwile nieco osłupiony, jednak szybko się ogarnął. Przytulił ja mocno do siebie, wciąż oddając pocałunki. 
- Przepraszam – wykrztusił, gdy wtuliła się w jego klatkę piersiowa – Przysięgam, ze zrobię co się da, żebyś mi znów zaufała. 
- Wiem. Tez Cie przepraszam, byłam okropna. 
- Zasłużyłem. 
- Racja – zaśmiała się, znów lekko muskając jego wargi. 
- Wiesz, ze kocham Cie najmocniej na świecie? 
- Wiem – odparła, po czym odsunęła się nieco – Będę już uciekać. Jest po jedenastej.  Przede mną trochę drogi do domu. 
- Nigdzie nie pojedziesz o tej porze i w taka pogodę. Zostań tutaj. Twoje rzeczy i tak leżą w szafie, tam gdzie zwykle. 
- A co na to Twoja mama? Nie wypada. 
- Prześpię się na sofie, a Ty tutaj. 
- Okay, niech będzie – odparła, znów zatapiając się w jego ramionach.


*******

Dodaje kolejny, specjalnie dla mojej kochanej Aleeex! [www.still-believe-in-dreams.blogspot.co.uk]. 
Mam nadzieje, ze sie podoba i przepraszam za brak wiekszosci polskich znakow, nie mialam dzis mozliwosci ich wstawic, a moja klawiatura ich nie posiada. 
Przepraszam :) 
#giggity !

No comments:

Post a Comment